czwartek, 3 października 2013

wino i ciepły wiatr:)

Nie będę dzisiaj pisać o dzieciach, ich kłopotach asymilacyjnych, rozwojowych, o dzikich cechach mojego syna  i mojej trosce o to wszystko. Dzisiaj jest wino, które mąż zakupił w sklepie na rogu:) Dotarła do nas sofa w końcu:) Co za paranoja nie siedzę na niej bo boję się, że wyleję na nią wino:) W ogóle zabronione jest spożywanie na niej jakichkolwiek posiłków, picie, podjadanie itd. Mój Tadeusz skomentował to słowami, które nie nadają się do przytoczenia:) Natomiast temperatura na dworze, polu, czy jak kto mówi zależnie od regionu, jest błoga. Dzisiaj maluchy mimo przeziębienia biegały na placu zabaw na bosaka:) Było 23 albo 24 stopnie. Zamarzajcie w Polsce, bo u nas pełnia lata:)
Udało mi się nawet uporać częściowo z prasowaniem chociaż koszule szacownego Męża pozostały nietknięte ale za to był spacer i miły wieczór razem. Są dni gdy  nie mam siły i ochoty na troski, są dni gdy nie mam pomysłu na rozwiązywanie problemów, spięć między dziećmi, myśli o przyszłości także męczą. Nie chcę myśleć o tym, że ciągle tkwimy w "gównianej biurokracji" z ubezpieczeniem zdrowotnym, że poczta powoli przekazuje z miejsca  w miejsce moje dokumenty, w celu zatwierdzenia dyplomu, nie chcę mi się także rozważać co będzie "jeśli", nie będę też myśleć dlaczego przestano nam pobierać opłatę za prąd, ile kosztowała nas przeprowadzka i rozpoczęcie życia tutaj.  Bo dzisiaj jest ciepły wieczór, szum wiatru i ciągle zielone drzewa, rozmowa z bliskimi, spokojny oddech dzieci, mój zielony blog, gorące i ciepłe serca przyjaciół, czułe ramiona męża i pyszne wino:) Jest dzisiaj i nowe jutro, które zawsze napawało mnie optymizmem i nadzieją. A moje dzisiaj jest tu i teraz i nie mam zamiaru marnować ani chwili by nie być szczęśliwą. To wspaniałe, że tak drobne rzeczy pootwierały tyle drzwi, że tyle nowych osób, energii, siły, wrażeń, wyzwań, słów. Niech ta passa trwa nadal. Niech Staszek i Basia odnajdzie się w tym kraju i przedszkolu. Niech wieją nam przyjazne wiatry, a sztormy omijają z daleka...

4 komentarze:

  1. Chcialabym Cie pocieszyc w kwestii biurokracji, ale niestety w naszym regionie jest bajzel we wszystkich mozliwych instytucjach. Sama mam ogromne problemy z ubezpieczeniem i walcze juz ponad 9 miesiecy z nimi. Zmiana dyplomu to ok. dzoch miesiecy.
    Macie kogos, kto Wam pomaga w tych wszystkich zawilosciach, moze jakas assistante sociale? Nie bede sie wymadrzac, bo moze wiecie wszystko lepiej ode mnie, ale gdybys potrzebowala jakis rad to pisz albo dzwon.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale powiało optymizmem:) podoba mi się takie nastawienie, zaczynam się uzależniać od Twojego bloga i coraz częściej tu zaglądam i trzymam kciuki za Stasia i Basię i za tę biurokrację nieszczęsną, żeby nie stała Wam na przeszkodzie!

    pozdrawiam ciepło z zimnej ale słonecznej Polski:)
    ps. o lataniu na bosaka nie mamy co marzyć, już nawet wyciągnęłam rękawiczki:) tak właściwie to mamy już sanki na balkonie i czekamy na śnieg:)

    OdpowiedzUsuń
  3. I ja wierzę że tak będzie! Jesteście tak pozytywną rodzinką, z taką ilością ciepła, że należy Wam się wszystko co najlepsze. I wierzę, że Wasze poplątane chwilowo ścieżki powoli się wyprostują :)
    Swoją drogą - wzbudziłaś we mnie ukłucie zazdrości tym winkiem i 24 stopniami na "polu" ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. E tam od razu zamarzajcie... rano trzeba było skrobac szyby w aucie - to prawda. Ale za to reszta dnia była piękna - niebo błękitne, powietrze rześkie a pod drzewami grube dywany kolorowych liści :) Piękny dzień.

    OdpowiedzUsuń