poniedziałek, 27 stycznia 2014

niedziela

Niedziela była miła:) Rozpoczęliśmy tydzień w domu. Stasio mocno przeziębiony. W końcu wszyscy mamy już ubezpieczenie, czekamy tylko na magiczną zieloną kartę ale numery nadane:) UFFFF.... ponad 6 miesięcy:)  Wszystko się powoli układa oby i inne sprawy ułożyły się spokojnie...

Dlatego dzisiaj tylko kilka zdjęć:) z pozdrowieniami z zdecydowanie nie zimowej Francji:)




niedziela, 26 stycznia 2014

marzenia

Będzie emocjonalnie dobrze? :) Marzenia... Czasami ważne, czasami związane z całym naszym życiem, czasami z jej częścią, czasami małe, materialne, niematerialne... Zdarza się w życiu czasami i tak, że bliskie osoby po prostu je realizują i przysięgam Wam, że dzisiaj do łez wzruszyłam się w związku z realizacją jednego z nich przez bliską mi osobę... Och i to cudownie, że tak bliskie mi sercu osoby są, były i będą... Och te cudowne chwile, gdy gorąca nocna linia odzywa się o 2 i nie ważne, że późno, że jutro do pracy, do przedszkola dzieci, że zmęczenie... Och i to cudownie gdy Ci Bliscy realizują swoje marzenia, gdy los się do nich uśmiecha, gdy przychodzi to, na co długo czekali...
Życzę więc Wam moi bliscy z okazji nowego dnia realizacji marzeń: zdrowia, prawdziwej miłości,  kolejnych zdrowych i szczęśliwych dzieci, większych mieszkań, fajnych domów, wspaniałych podróży, radości, szczęścia, land roverów;) motocykli, wiatru we włosach, pachnącego ciasta drożdżowego, babeczek z owocami:)
A żeby było trochę realnego podejścia do życia to trzymajcie kciuki, by mój marzyciel miał jutro lepszy dzień w przedszkolu. Bleh... Zaczynamy tydzień jutro.

sobota, 25 stycznia 2014

przepędzić smutki

Sobota:) Czas gdy mogę pójść do pracy:) Jak zwykle uwielbiam ten dzień i wracam pełna energii i radości. Dzieciaki są niesamowite. Zbiór indywidualności, niezwykle mądrych, kreatywnych, z którymi praca jest czystą przyjemnością. Wspaniale:) To także była dla mnie chwila, która pomogła oddalić się od trosk... Powiało smutkiem w ostatnim poście i zmartwienia są nadal w moim sercu i związane są znów z kłopotami Stasia w przedszkolu i bynajmniej nie naukowo- językowymi... Mam wrażenie, że jego uspołecznienie przez wyjazd zrobiło kilka kroków w tył... Znów doszło do sytuacji skrajnych, znów nasłuchałam się, co nie miara, znów poszłam na rozmowę z Panią. Jak zwykle doświadczyłam profesjonalnego, współpracującego podejścia, wsparcia. Tak, tak są różnice kulturowe w podejściu do tego, jak maluchy mają się zachowywać w przedszkolu: ja uważam, że po 2 godzinach pracy mają prawo być zmęczeni i chcieć sobie poganiać. Pani uważa inaczej:) Oj tak, dzieci są tutaj prawdziwie dyscyplinowane i przygotowywane szybko do wysiedzenia długo przy pracy. Trochę wcześnie ale nie mam zamiaru dyskutować z systemem.
Za to Pani wymyśliła kilka świetnych działań, które mają trochę pomóc. Jak dojdzie do realizacji to opiszę:) Sama jestem prawdziwie podbudowana po rozmowie z panią. Mam nadzieję, że w końcu to wszystko jakoś się wyrówna... Oj cała sytuacja sprawiła, że w moim życiu pojawiła się pierwsza nieprzespana noc ze zmartwieniami...Oby się nie powtarzały...
Tymczasem jakiś akcent optymistyczny powinien zagościć na blogu. Poranek zaowocował odebraniem samochodu:) Dzieci oczywiście od razu chciały jechać ze mną naszym nowym pojazdem:) Och lubiłam naszego land rovera naprawdę bardzo, ale jazda nim była taka mocna, ciężka, świetnie trzymał się na drodze, czułam tą masę, ten rozmiar. Był cudowny. Jednak raczej nie relaksowałam w trakcie jazdy natomiast... (tutaj producent toyoty powinien mi dać jakąś zniżkę;) nasza hybryda sprawia, że za kierownicą czuje się spokojna, wyciszona, to jak prawdziwa relaksacja. Och naprawdę nie przypuszczałam, że jazda pojazdem z takim silnikiem jest tak cicha, tak spokojna, tak komfortowa i przysięgam uspokajająca. Czekam na odważnego, który zbada stopień osiągania spokoju u kierowców pojazdów z silnikiem hybrydowym:) ja chętnie się poddam:) Generalnie czuje się z powodu samochodu bardzo szczęśliwa, czuje się wolna:) Mogę jechać gdzie chce, kiedy chce bez zależności od pana T., ciągania ze sobą dzieciaków.
Pewnie jesteśmy konsumentami straszliwymi, ale nie uważam siebie za osobę lubiącą gadżety, jednak publicznie przyznaje się: uwielbiam nasze nowe auto i niezależność poruszania się, dzięki niemu, uwielbiam moją zmywarkę i oszczędność czasu, jaką dała w moim życiu, uwielbiam naszą nową, ogromną kołdrę, dzięki której śpi nam się cudownie, uwielbiam nasz duży dębowy stół, który jest sercem naszego salonu.
Ciągle bardzo lubię Francję, bycie tutaj...Marzę tylko, by mój mały marzyciel, odkrył, że może być tutaj i dla niego po prostu fajnie...Proszę o ciepłe myśli...

czwartek, 23 stycznia 2014

dream of flying

Troski... To stały element życia, ach wiem. Najtrudniej chyba gdy dotyczą zdrowia lub własnych dzieci. Tymczasem sytuacja w życiu mojego marzyciela zakręciła się w dziwny sposób, niezrozumiały dla wszystkich... Generalnie nie rozpisując się: jest ciężko. Ja martwię się po prostu jako mama. Basia przeżywa żłobek chociaż znacznie mniej niż Stasio przedszkole. Zdecydowanie bardzo trudne dla nas dni...
Chyba nie potrafię i nie chce opisać, tego wszystkiego. Kilka łez popłynęło po moim policzku i niech pomogą wyrzucić, to na co nie mam wpływu.
Brian Crain ze swoją muzyką nadaje się do tego wprost idealnie.
Cóż Wam powiem... Że to wspaniale, że w moim życiu jest Ktoś, kto ZAWSZE realnie, empatycznie, mądrze ale z ogromnym szacunkiem, bez prowokacji, bez pouczania, bez moralizowania, bez krytyki, bez kpiny, JEST i POMAGA. Powinnam nazwać ją moim SOS Rodzicielskim bo wiele razy ratowała nas z opresji. Wiem, że to przeczyta... mimo nawału obowiązków... wiem, że Ona wie wszystko, co wiedzieć powinna, a także to, jak mocno wierzę w Jej szczęście szeroko pojęte. Dziękuje, że jesteś...
Więcej nie potrafię powiedzieć już nic...
Może prócz tego, że czasami gdy maluchy już śpią idę do ich pokoju i patrzę na ich spokojne twarze. Myślę o tym, jak wiele mnie nauczyli, jak bardzo przy nich się stałam, jak mocna to więź, jak można kochać ponad wszystko... Jak pragnę dla nich szczęścia, zdrowia, mądrości, bezpieczeństwa... Śpijcie dobrze moje anioły...

wtorek, 21 stycznia 2014

chochliki i sprawy bieżące

Oj mówiłam już na forum publicznym swojego bloga wiele rzeczy o sobie... Ale nie powiedziałam, że czasami wyskakuje ze mnie jeszcze jeden mały, złośliwy chochlik, który powtarza: "Och nie byłaś i nie jesteś zachwycającą matką", "oj za mało się starasz", "oj jaka jesteś leniwa", "oj sporo rzeczy robisz do dupy", "przegapiłaś tyle momentów i szans"... Dziwnym trafem pojawia się częściej w tej mniej korzystnej fazie cyklu hormonalnego;) Śmieje się ale doprawdy, gdy ten chochlik wywołuje we mnie emocje, ani trochę do śmiechu mi nie jest, bo chociaż inne części mnie samej wykopują go mocno to ten gałgan siedzi i trzyma się mnie, czym tylko się da, rękami, nogami, zębami. Wyrzucisz drzwiami, wejdzie oknem. Oj już spokojnie, oddycham i uspokajam się, jak po skurczu porodowym;) tyle, że chochlik nie pojawia się tak często i boleśnie jak skurcz:) Powiem mu więc po raz kolejny "SPIER PAPIER" jak mawialiśmy z bratem za czasów dzieciństwa, gdy bardziej niecenzurowane słowa nie były dopuszczalne w powszechnym obiegu;)
Myślimy nad wakacjami i faktem, że mamy przejechać do Polski na miesiąc może 3 tygodnie samochodem tym razem i jechać na dwa tygodnie nad morze. Oj czuje już paranoję, na którą nie mam ochoty czyli bieganie, bieganie, bieganie. Dodatkowo jak pomyślę, że cena domku nad morzem w Polsce jest porównywalna do domku na Sardynii to zastanawiam się, co my w ogóle planujemy. Nie wiem, co planujemy:) Wiem, że chce być z bliskimi znajomymi, z którymi nie raz spędzaliśmy wakacje, wiem, że jest ich kilka i wiem, że chce by Stasio i Basia byli z dziećmi też bliskimi ich sercu. Może jednak kierunek południa Francji albo Włochy? Albo nie wiem co bo polskie morze tak uwielbiamy...Chyba mamy trochę czasu by się zastanowić.
Och i cieszą mnie rosnące w ilość bilety, które kupują nasi bliscy do nas:) Od lutego, co miesiąc Ktoś będzie nas odwiedzał, co z pewnością da nam sporo uśmiechu i radości:)
Finalizujemy sprawę samochodu:) Przypuszczam, że już naprawdę wkrótce będziemy mogli się cieszyć, szczególnie ja:) naszymi czterema kółkami:)
Jak ja lubię spać:)

poniedziałek, 20 stycznia 2014

prawdziwy skrót;)

Basia daje po garach...
Stasio bywa przemęczony psychicznie...
Mało czasu dla siebie...
W ogóle mało czasu... 
Mamy w końcu cudownie dużą kołdrę:)
Niedługo wiosna:) 
Basia chyba w końcu zasnęła uffff :)
Trochę radości, trochę trosk...
Weny brak:)
Uwielbiam spać:) 

niedziela, 19 stycznia 2014

weekend:)

Weekend:) Pełen załatwień zakupowo-organizacyjnych, w sobotę moja mała aktywność zawodowa i jak zwykle ogrom radości i satysfakcji:) Czuje, że naprawdę robię to, co lubię, co powinnam robić, oby rodzice i dzieci mieli taką samą opinię:) Czekamy na wszelkie formalności w związku z zakupem auta i nie ukrywam swojego podekscytowania czyli poczucia swobodnej komunikacji, jeżdżenia w różne miejsca bez konieczności angażowania całej rodziny.
Największa radość:) To wypatrzony i dzisiaj zakupiony dębowy, duży stół, przy którym będziemy spędzać mnóstwo czasu:) To w sumie jedyny mebel, którego bardzo brakowało w naszym domu i udało się go odnaleźć i kupić okazyjnie. Jego transport dał nam sporo wyzwań i uśmiechu bo wieźliśmy go na dachu;) we wnoszeniu tego, chyba 70kg, tworu stolarza pomógł na szczęście sąsiad bo po zniesieniu go z dachu poczułam, że więcej nie dam rady:) Ale teraz siedzę przy tym kawałku drewna, który pewnie ponad 20 lat temu był sporym dębem i czuje prawdziwą radość. Dotykam go i cieszę się:) Zawsze uważałam, że duży stół to centrum domu, małe serce:) Zawsze brakowało miejsca, by kupić coś naprawdę dużego i takiego, które spełnia nasze oczekiwania:) W końcu kolejne marzenie się spełniło:) W końcu mogę zaprosić sporo ludzi i będziemy mogli swobodnie biesiadować:) W końcu dzieci mogą rysować, my robić swoje rzeczy i jeszcze znajdzie się nieco przestrzeni:) Jestem po prostu bardzo zadowolona, bardzo, bardzo:)
Ciepły nastrój serca utrzymuje się do dzisiaj. Rozmowa z bliską, mądrą osobą, którą znam od lat uzmysłowiła mi, ile oczekiwań w związku z sobą samym, kierujemy wobec ludzi wokół nas, kiedy w istocie są to pragnienia, za których realizacje jesteśmy odpowiedzialni my sami. Dlatego dbam o siebie, gdy potrzebuje troski, doceniam to, kim jestem, gdy potrzebuje wzmocnienia. Chociaż nie ukrywam, że miło usłyszeć: "robisz kawał dobrej roboty"...
Jutro startujemy z nowym tygodniem. Nowa karta, nowe możliwości, nowe pragnienia. Podejście do własnego życia bez presji daje łagodne uwolnienie i dodatkowo stymuluje do aktywności różnorakich. Czuje, że wzbijam się do lotu, chociaż nie znam jego kierunku. Niech tak będzie... Dobranoc....

środa, 15 stycznia 2014

osobiście...

W moim sercu nostalgicznie... Dobra muzyka, spokój nocy, dzieci śpią za ścianą, noc otwiera moje myśli, pozwalam by biegły, gdzie chcą. Nie potrafię ich nawet złapać, przelać na słowa. Wewnętrzne walki i dyskusje na chwilę schodzą na dalszy plan, słucham siebie, swojego ciała, swojej duszy ( tak, tak panie T. wierzę, że ją posiadam;)... W tej chwili, w tym momencie jest mi dobrze, lekko... Pojawia się uczucie, że nic nie muszę... Że wszystko mogę, że to co robię : robić chcę, jestem tym, kim być pragnę. Wskazówki zegara już dawno przekroczyły północ, nocne pogaduchy z bliskimi i starymi przyjaciółmi, jakbym była znów na studiach i czas biegł innym tempem:) Cóż może zaczynam swoje studia życia, kolejne z rzędu;)
Nie chcę się zapętlić znów w tą spiralę "matki polki", która nigdy nie może usiąść i odpocząć... Dlatego błagam nie nazywajcie mnie tak nigdy... nigdy...
Bo mimo 30 lat ciągle kocham i marzę, by pobiegać z szumem wiatru we włosach, by dać się porwać szaleństwu, radości, by zobaczyć jeszcze ogrom świata, by otworzyć serce na wiele miejsc i ludzi, by pracować ciągle z dzieciakami, by wychować moje szkraby na mądrych i szczęśliwych ludzi... Panie T. uwielbiam gest, gdy otwierasz swój telefon:) Oj i naprawdę smakowały mi dzisiejsze drożdżówki z malinami. Miło spędzony dzień ze szkrabami, ten mój mądry Syn,w którego oczach odbija się mój świat... Moja mała  i odważna Córka, która tak przypomina mi mojego pana T. Tak samo kocham z nimi być, jak czasami od nich odpocząć. Myśli uspokójcie się w mej głowie, bo nigdzie nam się w życiu nie spieszy, nic nie ucieknie, szczęście jest tu blisko nas, a przyszłość? Jestem na nią gotowa, tak po prostu, bez decyzji, bez planowania, bez strachu, bez presji. To chyba najlepsza odpowiedź dla mnie samej, na jaką zdobyłam się dzisiaj. Śnijcie spokojnie...

wtorek, 14 stycznia 2014

trudy i radości, samo życie:)

Gdy odbieram Stasia z przedszkola wsłuchuje się uważnie w to, co mówi bo często jest to niezwykle istotne, przełomowe, ważne, wynika z jego przemyśleń przez cały dzień. Dzisiaj usłyszałam: "Mamo wiesz, że ja czasami bardzo się boje w przedszkolu" gdy zapytałam dlaczego usłyszałam, że gdy przyjeżdżasz do obcego kraju i idziesz do przedszkola to nic nie rozumiesz i to jest straszne i "ja nadal nic nie rozumiem bo to za trudne"... Porozmawiałam więc z moim synem, powiedział, że już nie boi się strasznie tylko średnio... Zakładamy też jutro zeszyt, w którym to ja pomogę mu opanować podstawy języka, podstawowe odmiany czasowników. Tak, tak chce mu pomóc... Po prostu chce mu pomóc... Wcale nie sądzę, by dzieciom było łatwiej niż dorosłym... Chociaż podoba mi przedszkole, chociaż widzę, że pewnie umocni to moje dzieci, to czasami nie łatwo mi patrzeć, jako mamie, na to co przeżywa na razie szczególnie Staś.
Basia w żłobku miała kłopot z rozstaniem z moimi ramionami ale została z panią bez płaczu i była mocno rozbawiona i wesoła, gdy wróciłam. Chociaż myślę, że to było za krótko by mogła się zorientować, że mnie nie ma. Doskonale natomiast zaczyna sobie zdawać sprawę, że dzieci i panie mówią w innym języku.
Mam nadzieję, że będzie dobrze. Gdy szalała w basenie z piłami z innymi dziećmi jej całe ciało wprost krzyczało "jestem tu, w końcu tu jestem":)
Tymczasem dzisiaj jeden wniosek: Francja jest krajem, w którym poczułam się prawdziwie szanowana i doceniana społecznie jako Mama. Panie w żłobku, gdy zapytały ile jestem lat z dziećmi w domu, w jakiej jestem, byłam sytuacji po prostu namawiały mnie, bym odpoczęła gdy Basia będzie w żłobku, bym wzięła coś z tego czasu dla siebie, że to potrzebne każdej kobiecie. Mówiły także, że tutaj mogę liczyć na pomoc państwa, gdybym zdecydowała się urodzić 3 dziecko, że owszem często należy czekać na miejsce w żłobku ale rodzina i dziecko ma do tego prawo itd. To dla mnie jak inny świat... To kolejne miejsce, gdzie mówi się Mamie wprost, że ma prawo wypocząć oraz że warto mieć wiele dzieci. To jest kolejny aspekt bycia tutaj, który zdecydowanie mi się podoba. Nie sądzę, by kobiety trzeba było nosić na rękach, z tego powodu że rodzą i wychowują dzieci ale trochę szacunku ze strony państwa, społeczeństwa z pewnością byłoby budujące i wspierające. Cieszę się, że mogę tego doświadczyć tutaj i smutno mi, że nie we własnym kraju.
Wieczór z książkami i moimi maluchami wtulonymi w moje ramiona:) To lubię:) Teraz sen... dobranoc

Na koniec na życzenie Basi "Mamo zrób mi zdjęcie dla Babci co ma kotka i Babci i Dziadzia":) Więc oto znów Basiula:)


poniedziałek, 13 stycznia 2014

dama w halte garderie:)

Dni biegną, jak szalone. Zbliżamy się do wielkiego momentu gdy stanę się zmotoryzowana we Francji:) Oj cieszę się, cieszę:) Nasze dzieci rosną i rosną, ja dojrzewam do kolejnych zmian i czuje, jak życie nabiera jeszcze szybszego tempa.
Moja mała księżniczka udała się dzisiaj ze mną do żłobka, w tym tygodniu codziennie będzie odbywała się jej adaptacja tzn. każdego dnia będzie zostawała trochę dłużej i chociaż nie będzie spędzała tam wiele czasu to myślę, że takie stopniowe przyzwyczajanie się dobrze jej zrobi.
Dzisiaj szła do żłobka z prawdziwą radością:) Oto dowód:)


Chociaż na miejscu chciała być blisko mnie i chyba dotarło do niej powoli, że nie będzie rozumiała co do niej się mówi. Panie jednak są miłe i ciepłe, są przyzwyczajone do obcowania z dziećmi, które nie mówią po francusku. Zobaczymy, jak to dalej się potoczy. 
Życie biegnie do przodu, ja czuje jak zmiany stają przed moim życiem. Ciągle nie potrafię odnaleźć w sobie zgody między różnymi częściami swoich pragnień i instynktów ale to nic nowego:) Fajnie, że niektórzy życzyli mi, żeby panienki we mnie pogodziły się i znalazły porozumienie:) Oby życzenie się spełniło. 
Męża mam dzisiaj blisko więc miło czuć jego ciepło tuż obok. Dzieci śpią, a ja cierpię na brak czasu by realizować wszystkie swoje zamysły i plany, w tym tygodniu to istne bieganie między przedszkolem, żłobkiem, sklepem, kuchnią, planowaniem zajęć na sobotę. Ale jutro planuje uzupełnić w końcu kloceksznurekdeskę:) Jednak czuje jakieś wewnętrzne szczęście mimo rozdarć, zabiegania. Może życie składa się z tych wszystkich elementów i nie sposób od tego uciekać. Zresztą nie mam zamiaru nigdzie biec, nigdy biegać nie lubiłam;) Brak mi dzisiaj weny:) Wiem, że mi to wybaczycie:) Jeszcze nie wbiłam się w nasz codzienny rytm:) Rozleniwili mnie moi Rodzice i ten pobyt w Polsce:) Dodatkowo mam męża, który prawdziwie mnie i dzieci rozpieszcza... Pozwolę sobie cieszyć się tym faktem i zaplanuje jakieś dobre ciasto na weekend:) 

niedziela, 12 stycznia 2014

weekend:)

Oto dobiega końca weekend. Moja pierwsza sobota z moją małą aktywnością zawodową. Było wspaniale, dzieciaki są znakomite, twórcze, oryginalne. Oj przypomniałam sobie, jak bardzo, bardzo to lubię:) Wróciłam pełna energii i siły pewnie dlatego, że to tylko 2 godziny;) Jednak podjęcie tej pracy pokazuje mi także, jak się zmieniłam jako ja, jak odmiennym pracownikiem jestem dzisiaj w porównaniu do tego, co było zaraz po studiach. Znów refleksja, że to ten czas spędzony z moimi dziećmi stworzył nową mnie...
Jutro startujemy z adaptacją Basi w żłobku, mam poczucie, że mojej córce towarzyszy pewien rodzaj przejęcia, ja naprawdę się cieszę na szansę, którą da jej obcowanie z dziećmi w otoczce języka francuskiego:) Jutro idę razem z nią i we wtorek chyba też także czeka mnie ciekawy tydzień obserwacji placówki:) Ciekawa jestem też moich i Basi emocji przy tym rozstaniu, czy będzie bezproblemowe, czy jednak zakręci się w oku moim i Basi łza, czy też może okażę się to prawdziwym przeżyciem dla mojej córki. Oczywiście ilość godzin, którą Basia tygodniowo będzie spędzać w placówce jest naprawdę znikoma ale gdy pomyślę, że będę w domu 6 godzin tygodniowo całkiem sama zastanawiam się, jak ja to zniosę;) Och zaręczam Wam, że od kiedy mam dzieci nie było zbyt wiele takich chwil, oczywiście nie żebym się nie cieszyła:) 6 godzin tygodniowo samotnie;)
Myślę także że przez ten czas w Polsce bardzo odpoczęłam od codzienności czyli: gotowania, prania, prasowania, pilnowania dzieci non stop itd. Także Wszystkim, dzięki którym mogłam odpocząć, oderwać się od codziennych czynności SERDECZNIE DZIĘKUJE!!! Dziękuje za wszystkie pyszności, które nam gotowaliście, za ciepłe łóżka i pachnące pościele, w których mogliśmy spać, za szeroko otwarte na nas domy, za otwarte ramiona, w których mogliśmy na chwile utonąć:) Za ciepłe słowa, rozmowy, spotkania, wspólnie spędzony czas. Część naszych serc zawsze będzie przynależeć do Polski.
Teraz codzienność i nie ukrywam, że i ta sprawia mi radość i przyjemność. Liczę na to, że wiatr nie przestanie mi wiać w żagle i wkrótce pojawi się coraz więcej różnorodności w moim życiu:) Także w kwestiach zawodowych:) Udanego wieczoru moi drodzy czytelnicy:)

piątek, 10 stycznia 2014

powrót

Wróciliśmy i ostatecznie powoli wracam do blogowania:) Tak jak powoli wracamy do swojego rytmu i codzienności. Podróż obyła się bez większych niespodzianek prócz tego, że razem z Basią cierpiałyśmy na tak gigantyczny ból uszu w trakcie lądowania, że ona płakała,a  ja miałam ochotę razem z nią. Pan T. wyjaśnił mi, że też przeżył coś podobnego gdy leciał przeziębiony lub chory, a ponieważ zdecydowanie ma doświadczenie w kwestii latania to uwierzyłam, że dyskomfort minie. Na szczęście mgły, które panowały nad krakowskim lotniskiem opadły do czasu naszego lotu i nie dołączyliśmy do ogromnej grupy ludzi, którzy przewożeni byli do Katowic i na szczęście naszego lotu nie odwołano.
W domu wspaniale, swoje łóżko, swoje kąty, zapach własnych rzeczy i naprawdę lubimy to miejsce:) Dzieciaki zniknęły i w ciszy i spokoju bawiły się aż do wieczora odkrywając na nowo swoje zabawki, miejsca, pokój. Stasio odzyskał apetyt i dzisiaj zjadł (nim wszyscy usiedliśmy do kolacji) całą miskę sałaty a wcześniej (po podwieczorku) 7 kanapek ciemnego pieczywa. Chyba rozumiem skąd apetyt moich dzieci we Francji: tutaj po prostu nie dojadają:) Poranek w przedszkolu nie należał do bardzo łatwych ale i nie do bardzo trudnych. Dzieci stęskniły się za Stasiem, a i On cieszył się ze spotkania z dzieciakami.
Dodatkowo od poniedziałku zacznie uczestniczyć w dodatkowych zajęciach w grupie 4 dzieci, gdzie będzie uczył się francuskiego, z innymi kolegami, którzy także nie opanowali jeszcze na satysfakcjonującym poziomie języka. 3 razy w tygodniu po 30 minut... Cóż lepszej lekcji francuskiego chyba nie mogliśmy sobie zamarzyć:) Fajnie bo prowadzi to przedszkolanka Stasia i liczę, że Staś skorzysta i ośmieli się w tak małej grupie.
Druga dobra wiadomość: adaptacja Basi w żłobku rusza już w poniedziałek:) Co oznacza, że za dwa tygodnie Basia rozpocznie dwa razy w tygodniu swój pobyt w żłobku:) Cieszy się i ona i my bo myślę, że zdecydowanie łatwiej będzie jej językowo i będzie z dziećmi, czego tak bardzo pragnie:)
Trzecia dobra wiadomość to:) Dostałam tymczasowy numer ubezpieczenia medycznego:) Czyli jestem ubezpieczona. Pan T. złożył wszystkie dokumenty w celu ubezpieczenia siebie i dzieci więc pewnie za miesiąc i oni dostaną numer tymczasowy, a potem stały i nasze zielone karty carte vitale:) Ufff naprawdę coraz więcej spraw się finalizuje:)
Dostałam także dokument stwierdzający, że moje dokumenty w sprawie nostryfikacji dyplomu są w trakcie analizowania, czyli wiem, że ktoś już je przynajmniej przegląda i coś drgnęło w sprawie. Wiem także, że nostryfikacja może zatwierdzić mój stopień uniwersytecie ale nie da praw do wykonywania zawodu bo te zdobywa się tutaj przez zdawanie państwowych egzaminów na nauczyciela.
Jakoś wszystko się wyklaruje w końcu i myślę, że już za chwilę dwójka będzie w przedszkolu i przyjdzie czas na moją aktywność zawodową. Panna Instynkt Macierzyński została zakneblowana na dwa miesiące i na razie nie chce w ogóle słyszeć ani rozmawiać o powiększeniu rodziny,a  do tematu powrócę gdy poczuje, że nie ma wokół niego tak wiele skrajnych emocji i zakładam, że te 8 tygodni będzie dobrym czasem na milczenie w tej kwestii:)
Jutro pierwszy dzień w mojej małej pracy:) Wszystko przygotowane, chciałabym by dzieci skorzystały z zajęć ze mną i by były zadowolone i radosne. O pobycie w Polsce napiszę jutro bo dzisiaj zmęczenie mocno działa na mnie i zamyka moje oczy:) Cieszę się, że wróciliśmy do nas, do naszego domu, naszej rzeczywistości. Pora na sen:) śpijcie dobrze:)

wtorek, 7 stycznia 2014

7 styczeń ...czyli odliczanie

Pan T. dzisiaj poszedł do pracy, do biura w Polsce. W nocy zebrało się jak zwykle na rozmowy, rozważania, przemyślenia... Odwiedziliśmy przyjaciół na "starym" osiedlu, Stasio z Basią byli pełni radości i zadowolenia, były uściski i radość ze spotkania. Gdy wyszliśmy z osiedla i Staś prosił bym mu pokazała, które okna były nasze, stanął w ciszy ze szklistymi oczami i powiedział "Jaka szkoda, że tutaj już nie mieszkamy" a po jego policzkach spłynęła łza. Nie było płaczu, spazmów ale przysięgam, że ta jedna łza spływająca po policzku mojego syna zostanie w mojej pamięci na długo... Przytuliłam Go mocno, a moje oczy także zrobiły się wilgotne...
W czwartek wylatujemy, ostatnie spotkania, mnóstwo refleksji... Do wszystkiego dochodzi nowa lektura pana T. "Patologia transformacji" (gorąco polecam wszystkim zainteresowanym naszą historią i faktami historycznymi związanymi z transformacją, którą przeżyliśmy jako dzieci i której konsekwencje odczuwane są do dziś)... Gdy słucham tego wszystkiego sączy się we mnie tak gigantyczny żal... Świdruje myśl, czy chce by dzieci tutaj żyły i utrzymywały ten chory system. Z drugiej strony na pewno mogło im się trafić gorzej: gdy oglądnęłam reportaż o tym, co dzieje się z Palestyńczykami w ich własnym kraju to włosy zjeżyły mi się na głowie, dochodzą też kraje skrajnej biedy bądź muzułmańskie, gdzie kobiety są traktowane gorzej niż zwierzęta. Chociaż pan T. mówi, że przecież zawsze dążymy do tego, by było naszym dzieciom lepiej.
Gdy jednak siedzimy przy stole w święta i jest tak ciepło i  miło, gdy widzę radość ze spotkania z bliskimi, gdy patrzę na łzy w oczach babci, której dzieciaki machają gdy wyjeżdżają, zadaje sobie pytanie, co jest najważniejsze...
Dzisiaj cieszę się, że w czwartek wracamy do naszej codzienności, bo lubię tam być i jest mi tam dobrze. Oczywiście przez moment zaczęłam się bać, jak to sobie poradzę w dalszych planach zawodowych itd., jak i gdzie poniesie nas życie, co się wydarzy. Niesiona falą na nowo przypomniałam sobie, że warto działać i poddać się temu, co przyniesie los. Gdzieś w środku cieszę się na powrót, gdzieś także trochę tęsknoty za tym co tutaj.
Na wszelki wypadek sprawdzimy jeszcze dzisiaj datę i godzinę wylotu:) Mam też nadzieje, że nie przytrafi się nam już nic medycznie bo mieliśmy prawdziwego pecha z chorobami i dolegliwościami w Polsce. Tymczasem może czas pomyśleć o wakacjach;)

piątek, 3 stycznia 2014

coraz bliżej powrotu

Ostatni przystanek przed powrotem do Francji. W końcu mój własny, działający komputer otrzymany od mojego pana T. :* i dzięki temu możliwość napisania kilku słów. Och dzieje się bardzo wiele, "wypełniamy plan" spotkania z bliskimi. Dostrzegam jak trudno jest to ogarnąć gdy przyjeżdża się dwa razy do roku do kraju... Ale przysięgam Wam, że to cudowne uczucie gdy wszyscy gościcie nas z taką czułością, opiekuńczością... Dziękuje więc za wszystkie pachnące pościele, pokoje dla nas i naszych dzieci, za podarki, za upieczone ciasta, polskie śniadania i obiady, smaki, za którymi tak bardzo tęskniliśmy, za ciepłe ramiona, uśmiechy, telefony i całe Wasze wysiłki, by przyjąć naszą familię, by spędzić z nami trochę czasu. Oj i strasznie mi przykro, że nie uda się nam zrealizować wszystkich planów, odwiedzić wszystkich, których bardzo byśmy chcieli odwiedzić, liczę, że kolejny nasz przyjazd na wakacje da takie możliwości ale zostało jeszcze trochę czasu, by spotkać się w ciepłym gronie bliskich ludzi.
Cieszę się, że przywitaliśmy osobiście nowe narodzone maluszki: uroczą Zosię i naszego małego cypiska Stasia:) Oj Mama Browar ma prawdziwie bajkowego krasnoludka w domu:) Nie wspomnę o dużej Zosi, która oczarowała mnie swoim spokojem, pięknymi szeptami i wierszami:)
Pierwszy raz też miałam szansę na to, by spotkać się z ludźmi, którzy czytają mojego bloga. Trochę czasami robiłam się czerwona ale powoli próbuje to opanowywać chociaż nigdy nie uważałam się za wybitnie nieśmiałą;) Dziękuje za wszystkie miłe i ciepłe słowa:) Naprawdę bardzo dziękuje:)
Spotkało mnie jednak i dziwne zdarzenie, która na kilka chwil wprawiło mnie w dziwny nastrój. Generalnie po przemyśleniu dochodzę do wniosku, że świat na szczęście składa się z różnych grup ludzi, różnych cech charakteru, różnych temperamentów. Ja mam "przypadłość" polegającą na emocjonalności:) Jako dojrzewająca dziewczyna miałam problem  z akceptacją tej części mojej osobowości ale dzisiaj uważam to za pewną stałą cechę i jestem świadoma, że jednego dnia widzę pewne rzeczy w różowym świetle a innego w szarym. Na początku traktowałam przedszkole Stasia z rezerwą i obawą, z czasem przekonuje się do tego systemu i dostrzegam jego plusy i zalety. Nie jestem stałym, ukształtowanym tworem, który nie zmienia zdania i nawet jeśli jestem wahliwa to nie sprawia mi to problemu. W kwestiach zasadniczych mam stałe poglądy i akceptuje siebie. Jednym słowem: blog jest mój i mogę być na nim, kim chce i uważam, że każdy ma prawo go czytać lub nie i tyle w temacie.
Czuje się bardzo wypoczęta psychicznie, czuje jak odpoczęłam od gotowania, sprzątania, wszelkich codziennych czynności i chociaż ciągle coś fizycznie mi w Polsce dolega, to cieszę się z tego głębokiego oddechu, ale cieszę się także na powrót do domu. Musimy dokupić nadbagaż:) I cicho liczę, że to wystarczy by zabrać się do Francji:) Następny przyjazd będzie samochodem:) Pozdrawiam ciepło moi drodzy:)