niedziela, 28 grudnia 2014

zaniedbania więc spóźnione Życzenia

W tym roku nie wysłałam kartek z życzeniami, nie zrobiłam świątecznych zdjęć mojej rodzinie, nie wysłałam życzeń wszystkim, którym powinnam... Zaniedbałam wiele spraw... Mam nadzieję, że wybaczycie... Cóż napisać na usprawiedliwienie, że od miesiąca ciągle jesteśmy chorzy i chyba staje się to tradycją grudniową. Były ospy w wydaniu dwóch pociech, oczywiście nie jednocześnie, a jedna po drugiej, było zapalenie zatok moje i jakaś paskudna bateria, czy wirus Basi: u niej zapalenie oskrzeli u mnie i pana T. mega katar i kaszel i gdy już myślałam, że wychodzimy na prostą Stasio dzisiaj dostał gorączki... Ja oczywiście wiem, że są rzeczy, choroby poważniejsze, ale do jasnej cholery... ile można... Moje morale nieco podupadły. Święta udało mi się spędzić przy kominku, blisko moich Dzieci i z tego jestem zadowolona i szczęśliwa. Był pełen emocji przylot do Polski, bieganie po krakowskim rynku z radością i łzami wzruszenia, tanie książki, księgarnia Bona z godzinami spędzonymi przy regałach z książkami, były pączki na Starowiślnej i zakup kolejnego tomu Jeżycjady Małgorzaty Musierowicz: cóż to za radość znów przenieść się do Rodziny Borejków... Było w końcu przeszszczęśliwe i radosne spotkanie z Naszymi Bliskimi Przyjaciółmi... Było CUDOWNIE... Gdy wróciłam do domu pojawiło się tragicznie smutne uczucie, że nie jestem tutaj blisko i tyle rzeczy mi umyka, tyle rzeczy przemija koło mnie i beze mnie... 
Każdy przylot do Polski uruchamia we mnie coraz to nowe i coraz to inne uczucia... Chyba nie moment i czas by je analizować... To ukłucie w sercu... To wewnętrzne rozdarcie...

Wszystkim, którym nie zdążyłam życzyć... Życzę teraz: Szczęścia głęboko i szeroko pojętego, radości, która po prostu rozświetla nawet pochmurne dni, odwagi by żyć pełnią, by nie bać się, nie troszczyć o rzeczy, które nie mają znaczenia, zdrowia, bo bez niego ciężko o radość, miłości i przyjaźni, dla których po prostu warto żyć, wiary w To, co ważne i znaczące, spokoju serca...

Będzie więc fotorelacja by oszczędzić nieco słów:) Na początek nasze gagatki z Basią wykropkowaną:) 


Co za ulga, że ospa oszczędziła twarz Basi... 



Stasiek :)  



i ja, usiłowałam być prezentem świątecznym ale pod choinką się nie zmieściłam ;) 



czwartek, 11 grudnia 2014

pierwsze ekscytacje

Zdrowie ponad wszystko... Każdego roku zdarzają się chwilę, gdy zdanie to rozbrzmiewa we mnie mocno i tak jest i teraz... Ja czuje się nieco lepiej i mam nadzieję, że z dnia na dzień wszelkie możliwe sposoby poradzenia sobie z zatokami zaowocują sukcesem. Stasio dochodzi do siebie, Basia niewyraźna więc może jednak złapie tą ospę, zobaczymy, tak czy owak to zwykła choroba, która przychodzi i mija więc nie ma się co martwić. Jestem podekscytowana wyjazdem do Polski... Tak jestem podekscytowana planowanym spotkaniem z bliskimi, spacerem w Krakowie, odwiedzeniem moich miejsc, moich zakątków, wysłuchania hejnału, zjedzenia sernika, rozmawiania po polsku, dzielenia się swoim życiem po polsku, cieszę się, że dzieci będą mogły pobawić się po polsku i będę mogła kupić książki po polsku:)
Cóż stęskniłam się i gdy pomyślę, że część z Was już za tydzień uściskam mocno w swoich ramionach... Cieszę się, cieszę... Sprężyłam się bardzo na studiach i nadrobiłam sporo rzeczy, dużo pracowałam by teraz oddać się nieco już lekkości bo został ostatni tydzień.
Gdy więc dzisiaj Ania wysłała mi zdjęcia zaśnieżonych drzew i pól za swoim oknem obiegłam wszystkich na studiach i pokazywałam jak pięknie jest w Polsce:) Siedzę więc z tymi zdjęciami i myślę... że dobry jest czas gdy wszystkie myśli po kotłowaniu w głowie, znajdują swoje miejsce i czas... jak porządkowanie książek na półce... Niektóre zaczynam czytać, inne chowam głęboko bo nie przyszedł na nie czas, jeszcze inne odkładam na później... Każdego dnia odpowiadam sobie coraz bardziej i pełniej czego pragnę na ten czas mojego życia. Staram się złapać ten dobry stan, w którym daje się wieść życiu z zaufaniem wobec siebie i losu...

czwartek, 4 grudnia 2014

szlachetne zdrowie

Zbliżają się Święta i nasz wylot do Polski więc po raz kolejny rozpoczynamy chorowanie... Moje zatoki jeśli to zatoki, bo ciągle nie wiadomo, dokuczają w sposób koszmarny... Nie chcę się skarżyć ale naprawdę... Mam dość tych zawrotów i bólu głowy... Ponieważ z moimi maluchami odwiedziłam naszą lekarkę powiedziałam jej co i jak, dostałam skierowania i leki, oby w ciągu kilku dni pomogło... Natomiast hitem dnia dzisiejszego jest OSPA, która wkradła się do ciała Stasia. W końcu spędziłam w domu ponad 5 lat więc przypuszczałam, że zaszczyt opieki nad dziećmi w trakcie ospy przypadnie babci:) Tak też się stało. Stasio jest absolutnie wysypany, w dość dobrej formie i czeka go 1,5 tygodnia siedzenia w domu i przepadnie mu możliwość przeżycia mikołajków w Literce, gdzie pojawi się nawet wspaniały pomocnik Mikołaja (patrz pan T. w roli głównej). Co do Basi to jest przeziębiona i dziwna, wyprysków jeszcze nie ma i tylko proszę, by pojawiły się, jak najszybciej byśmy mogli zrealizować plan wyjazdu do Polski bez większych modyfikacji. Jeśli natomiast Basię wysypie za tydzień lub dwa nasze plany będą musiały ulec absolutnej zmianie ... Najwyżej zaszyję się z Basią u Rodziców moich z książkami na studia i po prostu nigdzie nie pojadę. Chociaż nie ukrywam, że chętnie bym dała odpocząć mojej Mamie od nas.
Po raz kolejny sprawdza się zasada, że gdy zaczyna szwankować zdrowie ciężko myśleć o czymkolwiek innym. Stare ale prawdziwe prawdy życiowe więc dla Wasz Wszystkich i dla nas także ZDROWIA życzę z serca całego:)

poniedziałek, 1 grudnia 2014

co ty był za weekend:)

W piątek wieczorem poczułam, że naprawdę przesadziłam z ilością obowiązków, które spadły na mnie w tym roku. Spędzanie 4 godzin dziennie na dojazdach na formacje i 8 godzin codziennie na zajęciach plus 6 godzin pracy w sobotę, tego wieczoru okazało się to dla mnie zbyt wiele... Pragnęłam odetchnąć, moje ciało naprawdę krzyczało DOŚĆ ale wiedziałam, że w weekend przyjdzie moment oddechu.
Sobota była świętowaniem urodzin "Literki" i cudownie było odnaleźć się w atmosferze polskości, śpiewaniem "Sokołów", "Szła dzieweczka". Do tego grupa ciepłych i miłych ludzi blisko, Ludzi których tak miło było odnaleźć tutaj, tak blisko nas. Powiem szczerze, że dawno nie przeżyłam tak miłej i ciepłej imprezy, pełnej śmiechu i radości. Poczułam się całkiem jak na studiach albo w liceum, z jedną różnicą:) Dochodzenie do siebie po tej imprezie zajmie mi dobre kilka dni:) Wracanie w nocy na nogach w chłodzie bez czapki obciążyły moje zatoki na tyle, że zdecydowałam w końcu coś zrobić z problemem i iść do lekarza:) Pomyślałam, że starzeje się... Kilka kieliszków szampana i głowa następnego dnia boli jak oszalała, spacer w kusej sukience  i lekkim płaszczyku w zimną noc : zawiane zatoki:)
Na szczęście ten tydzień to staż w przedszkolu blisko domu:) ufff:) jestem w domu o 16:30  :)
Tymczasem z aktualności: odkrywam swoje talenty fryzjerskie, skróciłam włosy naszej Basiuli i myślę, że mam prawdziwy talent. Albo to ona jest tak ładna, że dobrze jej w wielu fryzurach.
Zima, zima, zimno... przeraźliwie zimno. A jest może 3 stopnie. Jak ja znosiłam prawdziwe mrozy w Polsce? Rower co rano staje się gigantycznym wyzwaniem... i chyba nie służy moim zatokom. Byle do wakacji świątecznych:) Śpijcie dobrze.