niedziela, 28 września 2014

moc przyjacielskich gestów i słów...

Rozmowy, spotkania i dobrzy ludzie, których miałam i mam szczęście spotykać na swojej drodze. O ile łatwiej o wnioski gdy po drugiej stronie telefonu jest Ktoś, kto po prostu rozumie, kto po prostu wierzy, kto nie ocenia, nie wątpi... Ten rok studiów jest dla mnie wielkim mierzeniem się z samą sobą, z myśleniem o sobie, ze swoimi słabościami. Ostatnim postem wbiłam sobie kilka szpilek tu i ówdzie... Dzisiaj więc będzie bez szpilek a z dawką spokoju, który powoli wlewa się we mnie i mnie wypełnia. Czas zaakceptować to, że nie można wszystkiego robić idealnie, perfekcyjnie, że trzeba odpuścić pewne sprawy...
Maluchy śpią, esej wydrukowany na jutro leży w segregatorze, nadchodzi północ...
Wspominam wakacje i ciepło bałtyckiego morza i jeszcze cieplejszą atmosferę blisko przyjaciół. Wspominam sesje z Ewą i to wspaniałe i ciepłe uczucie spokoju i bycia tym, kim chce za obiektywem. Ewa Konewa... Wspaniała, wrażliwa, empatyczna dziewczyna, która po prostu wie, co zrobić, by zdjęcia z Twoim udziałem były przygodą, relaksem, a efekt sprawił, że uśmiechniesz się ciepło do swojego serca.
To już nie pierwszy raz, gdy razem z Ewą hulałyśmy z jej aparatem i tym razem rowerami w lesie i nad zalewem. Tak chce Ewę zareklamować bo wiem, że warto, warto promować fajnych i zdolnych ludzi, którzy kochają to co robią i robią to dobrze.
Zapraszam więc was na  https://www.facebook.com/EwaJezierskaFotografia

A to moje... Żebyście nie zapomnieli, jak wyglądam:) Dziękuje Ewa... Że potrafisz mi pokazać mnie samą z tej pięknej strony...



piątek, 26 września 2014

prawdziwe zmęczenie

Nazbierało mi się prawdziwie wiele trosk, myśli, zmęczenia i moja głowa ciągle napychana ideami, filozofią M. Montessori. Ufff... Nie jestem w stanie nie odnosić się też do tego, co "sfajczyłam" jako mama... Och gdybym mogła mieć doświadczenie, które mam dzisiaj ale 10 lat temu:) Tata pana T.mawiał "doświadczenie przychodzi z wiekiem, szkoda, że jest to wieko trumny" och ileż w  tym prawdy...
Dzieci w przedszkolu: czasami mam wrażenie, że te pory obiadowe to istna wolna amerykanka dla dzieci, Staszek to wraca podrapany, to sam mówi, że ktoś go dręczył, to on sam kogoś uderzył...bleh zastanawiam się, czy to integralna część życia chłopaków, czy jednak system edukacji we Francji jest po prostu kiepski, ma obszary całkiem nieprzemyślane...Tak chciałabym dla moich dzieci czegoś innego, innej szkoły, miejsca, gdzie mogliby stać się prawdziwie wolni i mądrzy, świetnie uspołecznieni, z otwartymi umysłami... Cóż takie chwile to też momenty gdy obijamy się o kwestie finansowe i to jest bardzo smutne, że dobra edukacja wciąż jest luksusem... Basia och jeszcze nie ma 3 lat... Dopiero startuje w przedszkolu i przed nią stoi 3 lata ważnego rozwoju, fakt dla niej nic nie jest problemem, odbieramy ją radosną, uśmiechniętą i zadowoloną. Ja jednak wiem, że to bardzo ważne, co wydarzy się przez te najbliższe 3 lata...
Moje studia...Codziennie spędzam 4 godziny na dojazdach plus prawie 8 na zajęciach. Jestem zmęczona. Brak mi czasu na cokolwiek. Mam mnóstwo pracy w domu i jeszcze cała ta kwestia języka i swobody wyrażania się, pisania prac pisemnych (co najmniej 1-2 tygodniowo)... Czasami się zastanawiam, na co ja się zdecydowałam... Próbuje nie myśleć za dużo, tylko o małych celach ale bywają dni, gdy po prostu mam całkowity spadek energii i optymizmu... Patrz  dzisiaj. Weekend to praca, lektura i esej na poniedziałek.
Poprosiłabym o wiadro sił i tabletkę, która pozwoliłaby wydłużyć dzień:)
Śpijcie dobrze...

wtorek, 23 września 2014

wielkie słowa bez słów...

Hmmmm... Czy znacie sposób na wydłużenie doby? Czy mogłabym nie spać kilka dni? Czy mogłabym mieć więcej czasu? Żyje w zawrotnym tempie, oddycham głęboko, próbuje zorganizować się tak, by nadążać z pracami pisemnymi, lekturą... By przy tym wszystkim być nadal mamą, żoną...W tych wszystkich chwilach potrzeba mi czasami wsparcia... Ale tak oto dzisiaj w południe otworzyłam mój pojemnik na obiad, wiedziałam, że pan T. przygotował mi coś do zjedzenia wieczorem ale to co zobaczyłam... sprawiło, że dosłownie łzy stanęły mi w oczach... Można mówić "kocham", "szanuje", "doceniam", "wierzę w Ciebie" w różny sposób ale... Można też inaczej...


Nic dodać, nic ująć... Ręce pana T. opanowały do perfekcji przygotowywanie dań japońskich. Moje serce podbite... 

środa, 17 września 2014

lekki powiew...

Och dzieje się we mnie coś dziwnego... Studia, studiuje po francusku... Jeszcze rok temu wydawało mi się to nierealne, niemożliwe, nieosiągalne. Teraz po prostu się dzieje. Bywają momenty, gdy czytam te metafizyczne, filozoficzne teksty i chcę mi się płakać bo zrozumienie tego jest bardzo trudne ale gdy przebrnę przez te rozdziały, gdy poukładam sobie to wszystko w głowie nastaje ten dziwny, wspaniały stan umysłu... To jakby świeży wiatr przechodził przez moją głowę, jakby nastawała ciepła i spokojna harmonia i spokój, jakby wszystko układało się w całość. To moja wielka transgresja życiowa i nie mam co do tego wątpliwości. To przekraczanie moich granic, moich wyobrażeń i myśli o sobie. To jakby nauka myślenia o sobie dobrze, to nauka oceny siebie i swoich możliwości językowych, małe redefiniowanie siebie.
Mam wiele ról w tym roku do wypełnienia. Na szczęście jest moja Mama, to nie łatwe znów zamieszkać z Mamą ale i piękne uczyć się być z Rodzicem w inny sposób, niż było to w przeszłości. To niesamowite, że tak wiele Osób pomaga mi w realizacji mojego planu na  życie, mojego marzenia edukacyjnego... Mama, moje dzieci, które nie tęsknią, które akceptują to wszystko z radością i uśmiechem na ustach, świetnie radząc sobie w przedszkolu. Mój pan T, który wykazuje się dojrzałością i mądrością na miarę bohatera... Ogarnia ogrom spraw domowych, pomaga mojej Mamie, wziął na siebie ogrom odpowiedzialności za wiele spraw rodzinnych i organizacyjnych.
Jestem ja: po 5 latach spędzonych w domu, z moimi chwiejnymi emocjami, próbuje odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości i chłonąć, to co mam okazje się nauczyć. Dla mnie to wielki krok... Niech ten rok dla nas wszystkich, którzy tak mocno związani są z tym, co dzieje się w moim życiu, będzie DOBRY i pełen MĄDRYCH wniosków...
Dziękuje Wam Wszystkim za ogrom wsparcia i dobrych słów...

czwartek, 11 września 2014

jesienne przemiany...

Strach odpływa w zapomnienie... Przeszedł po mnie i pozwoliłam mu na to, gdy to się stało zrobiło się lekko i cóż Wam powiem: jestem podekscytowana przed poniedziałkiem. Wszelkie troski są, nie znikają ale pozwalam im być, skoro i ich miejsce musi być w życiu. Pierwsza lektura Montessori przeczytana i poddana pełnej refleksji, pytania nakreśliły się w głowie, mnóstwo nowych słów stało się integralną częścią mojego słownika czynnego i biernego, kolejne czekają w kolejce ale już niedługo długie podróże na zajęcia będę wykorzystywać na pochłanianie kolejnych lektur.
Dzieci w przedszkolu, ustaliliśmy określony rytm i zasady. Basia nieco popłakiwała i buntowała się, gdy zobaczyła, że jest to rytm codzienny. Natomiast były to łzy tylko przy pożegnaniu a potem świetna i radosna zabawa. Wita mnie z uśmiechem i radością:) Stasio... Myślę, że mamy w tym roku szczęście do bardzo empatycznej i cierpliwej pani. Mam  nadzieje, że jej pełne ciepła i zrozumienia serce sprawi, że Staś będzie w przedszkolu po prostu szczęśliwy. Z całych sił próbuje brać moje dzieci, takimi jakie są. Nie chcę ich poganiać, nie chce nic przyspieszać już, nie chce. Niech idą swoim tempem, niech podążają swoimi ścieżkami  i obym o tym nie zapominała, a jak zapomnę to wrócę do tego wpisu.
Pierwsza zmiana: wstajemy 25 minut wcześniej do przedszkola i moje dzieci mają prawa do powolnego, spokojnego, leniwego śniadania, na które nigdy nie było czasu gdy wstawaliśmy na ostatnią chwilę. Mogą nawet "poczytać" sobie książkę przy śniadaniu. Taki spokój i brak poganiania sprawił, że ranki zaczęły być przyjemniejsze aż żałuję, że nie będę już ich miała z moimi maluchami...
Zwyczajnie czuję, że będę tęsknić za Basią i Stasiem... Za ich drobnymi dłońmi wbijającymi się w moją dłoń... Za ich głosami i ciekawymi rozmowami, które snują między sobą o poranku... Oni tak szybko rosną, za chwilę będą dorośli...Nie wychowujemy Ich dla siebie... Czuję, jak powoli, powolutku otwierają się ich skrzydła i wiem, że za jakiś czas odlecą... Mam nadzieję, że zawsze będą czuli, że moje serce kocha ich gorąco, właśnie takimi, jacy są i będą...

środa, 3 września 2014

bez polotu ale miało być bardziej optymistycznie

Pan T. zaznaczył, że nie podobał mu się mój ostatni post :) Domyślam się, że nie powiało optymizmem, a raczej realizmem, który niekoniecznie jest integralną częścią mojej osobowości, a jednak zdarza się, że przemawia przeze mnie. Postanawiam więc kilka radosnych wieści wkleić do życia mojego bloga: po pierwsze dzieci wspaniale zastartowały w przedszkolu. Basia uwielbia spanie w przedszkolu chociaż od półtora roku nigdy tego nie robiła w domu, Stasio jest szczęśliwy ze spotkania i zabaw z kolegami i koleżankami, bardzo polubił nową panią. To, co zobaczyłam gdy przyszedł do przedszkola 2 września było tak wzruszające, był tak zachwycony i... wszyscy mówimy, że Basia jest dzielna ( i zgadzam się z tym) ale powiem Wam szczerze, nasz syn jest MEGA dzielny. Utorował swojej siostrze drogę i przetrwał ten niezwykle trudny, stresujący i ciężki rok, a do tego powrócił do przedszkola, do nowych warunków z radością i otwartym sercem i głową. Basia natomiast uroniła drobną łezkę ale co popołudnie odbieram ją radosną, uśmiechniętą, ani trochę nie narzekającą na to, że nie rozumie. Pani mówi, że jako przedszkolak jest świetna, absolutnie samodzielna i szczęśliwa:) Oby ta tendencja trwała nadal bo o tyle łatwiej będzie mi podjąć wyzwanie studiów wiedząc, że są zadowoleni. Gdy wracają do domu z radością i czułością bawią się ze sobą, a ja cieszę się, że mają siebie nawzajem.
Ja powoli przygotowuje się do roku na studiach, do mojej weekendowej pracy i czuje jak po tym roku zrobiło się znajomo i radośnie przed bramą szkoły: zaprzyjaźniam się, poznaje nowe koleżanki i jest  mi z tym przyjemnie i czuję, że już naprawdę mam na kogo liczyć w okolicy. Cieszę i boję się studiów, upatruje w nich także gigantyczną szansę na podszlifowanie francuskiego bo bez ciągłego kontaktu z rodowitymi Francuzami nie ruszę z miejsca. Nasza codzienność jest przyjemna i radosna. Może po prostu trzeba żyć tym, co tutaj i teraz? Może nie powinnam szukać wśród innych potwierdzenia, że dam radę, a poszukać tego w sobie... Niech będzie to plan na najbliższe miesiące. Cieszę się z moim dzieci, mojego męża, z tego, że przyjeżdża moja Mama i mi pomoże. W tych radościach jednak nie czuje w sobie tego gigantycznego zapału i myślę, że to efekt stresu:) Cóż po 5 latach w domu pora ruszyć w świat i pora też wypuszczać maluchy spod swoich skrzydeł... Bywa emocjonująco więc...

wtorek, 2 września 2014

"...i wakacji nadszedł kres, wszystko to w letnie dni..."

Po cudownych wakacjach, awarii internetu, ostatnim wolnym weekendzie pełnym zbierania warzyw i owoców na okolicznej farmie, po zapachu gotowanego kompotu i ciasta ze śliwkami zostają wspomnienia i bukiet zjawiskowych mieczyków na stole. Dzieci miały ostatni wolny dzień przed jutro rozpoczynającym się rokiem szkolnym. Basia idzie pierwszy raz do przedszkola, Stasio mam nadzieję będzie szczęśliwy z odnalezienia swoich kolegów i znajomych miejsc. 
Życie biegnie do przodu... A ja od wielu dni nie potrafię sklecić jednego posta... Jest tyle do napisania, tona myśli przelewa się w mojej głowie tyle, że sama nie wiem, jak je opisać... O wakacjach tak ładnie napisała Matka Browar i tyle zdjęć zaprezentowała, że możecie i tam odnaleźć nas i dzieciaki moje. 
Po wakacjach doświadczyłam ogromne trudnych uczuć związanych z powrotem do Francji. Chyba naprawdę od lat nie miałam tak kiepskiego nastroju. Chyba zadałam sobie ważne pytanie, czego ja chcę od życia w sensie prawdziwie całościowym. Oczywiście plan na ten rok jest do realizacji, budzi wiele strachu ale i radości, jest nam tutaj dobrze, szczęśliwie ale... Jak Wam ująć w słowa to, że ani w Polsce nie było jak u siebie, ani tutaj tak nie jest... Tak w Polsce nie pasuje mi trochę rzeczy, tak i tutaj nie jestem z wszystkiego zadowolona. Bardziej doświadczone znajome, które mieszkają tutaj już po 10 lat uspokajają, że to uczucie towarzyszy kilka lat, potem powoli zanika... Wszędzie znajdują się ludzie, których po prostu masz ochotę omijać szerokim łukiem i szkoda nawet pisać o nich jedno zdanie. Pytanie, czy wszędzie na świecie możesz odnaleźć bliskie sercu osoby... Co z tymi, którzy tak bliscy sercu i pozostawieni dość daleko... 
Brak mi tutaj tego życia w zgodzie z cyklami natury. Pewnie dlatego tydzień pobytu w Polsce spędziłam nad garnkami robiąc dżemy, powidła i pakując smaki i zapachy cudownych polskich owoców, by móc je odnaleźć tutaj. Może potrzeba nam z panem T. ziścić nasze pragnienie małego domu z dala od wszystkiego ale blisko siebie i bliskich i sensu tego, co klaruje się w naszych duszach... Widzę jak Stasio odnajduje się także w tych samych nastrojach i pragnieniach. Co będzie? Tego nie wiemy więc niech nas los prowadzi,a nasze marzenia niech zaklinają rzeczywistość. 
Na koniec wspomnienia z wakacji:) Oto nasza wspaniała ekipa, bez której wakacje nie byłyby tak cudowne i pełne beztroski. Dziękuje Wam SERDECZNIE!!!!!!!!!!!


I nasz anioł na ziemi... Jej radość życia nie pozwala nie śmiać się każdego dnia...



I nasz mądry bohater, kochający morze tak bardzo jak ja...