środa, 29 października 2014

"non, rien de rien, non je ne regrette rien..."

Lubię jesień... Za te tony wypijanej herbaty: z miodem, mlekiem, pomarańczą, cytryną, sokiem malinowym, konfiturą malinową jeszcze z polskich malin:) chociaż nie wszystkim na raz :), za te dłuuuuugggiieee wieczory, gdy jest zimno i nie musisz nigdzie wychodzić nawet jeśli na śniadanie zabraknie mleka. Przecież chłód usprawiedliwia brak owsianki na śniadanie:) Chociaż nie ma tutaj tych kolorów, które w Polsce biją po oczach i pozwalają zachwycać się przyrodą, to i jesień we Francji ma swoje uroki. Brak mi Święta Wszystkich Świętych gdy moglibyśmy nostalgicznie odwiedzać cmentarze i bliskich, których ciała są na nich pochowane. Ale, ale... Chyba pora na mocne podsumowanie "francji po mojemu"... Pora powiedzieć jasno, że jest nam tutaj dobrze, bardzo dobrze. Pora spojrzeć na mojego bohatera, którego wyjazd do Francji kosztował według mnie bardzo wiele, pora powiedzieć szczerze, że jest tutaj szczęśliwy, że świetnie rozumie, że odnalazł kolegów, przyjaciół, ćwiczy judo, chodzi w trakcie wakacji na dodatkowe zajęcia z pełną pasją i radością, poznaje świat, poznaje dzieci, rozmawia z lekarzem, rozrabia, biega, szaleje, nauczył się radzić sobie ze swoją złością, jest mądry, niezależny i swoim tempem i swoimi ścieżkami kroczy przez życie. Jest i Królewna, która dzisiaj zapytała, czy może już jutro iść do przedszkola bo już by chciała:) Królewna, dla której po prostu nic nie jest problemem, która ma piękną linię twarzy, której włosy pachną, a usta dają tam słodkie i soczyste pocałunki. To mądra dziewczynka, która odnajduje się w tej rzeczywistości, pięknie rozwija swoją mowę ojczystą i język francuski, która jutro skończy 3 lata... Tak, to znów to wspomnienie, wieczoru gdy jej delikatny policzek położono na mojej twarzy i gdy krzyczała głośno, a ja witałam ją, patrzyłam i każda moja komórka ciała pragnęła by była blisko, blisko mnie... Te chwile, gdy rodziły się nasze dzieci to najpiękniejsze momenty mojego życia... Wiem, że powoli moje dzieci wychodzą spod moich skrzydeł... A ja pragnę po prostu by byli szczęśliwi i mądrzy...
We Francji jakimś trafem przyszedł i czas na nasze przemiany: moją i pana T. Dojrzewamy do różnych decyzji, do różnych wyborów, obieramy różne ścieżki, mierzymy się z wieloma wątpliwościami. Ponad wszystko uświadamiamy sobie, że czas po prostu mija... Ja cieszę się każdą chwilą, wszystkim, co dobre w naszym życiu...
Czy więc to my? Czy Francja? Czy zbieg okoliczności? Nie wiem... Ale wierzę, że idziemy naszą drogą...

sobota, 25 października 2014

dużo, pełna emocji, pełna tego, co życiodajne...

Pierwszy medal Stasia na Judo... Radość, wzruszenie, świadomość, jak wielkie zmiany zaszły w tym małym człowieku przez ten czas, od kiedy przyjechaliśmy do Francji. Basia i jej impreza urodzinowa, przejęcie, przemili goście, żale Basi, że nie zaprosiłam koleżanek z grupy (bleh po miesiącu przedszkola, moich studiów nie znam jeszcze ani jednej) :( Ale Babcia blisko, cudowni bliscy, których udało się nam odnaleźć w tym kraju i w tym momencie naszego życia. Radosne trzyjęzyczne dzieciaki pełne otwartości i radości życia. Wzruszenie, gdy moja mała królewna dmuchała świeczkę 3:) Moja mała królewna jest tak duża... chociaż urodziny za dni 5 wzruszenie już wkrada się do mojego serca i do moich oczu... Dodatkowo pojawia się uczucie,że ten czas tak szybko mija, że dzieci tak szybko dorastają, a to prawdziwie najpiękniejszy czas, gdy oni jeszcze tak pełni radości i uśmiechów, dziecięcej radości życia... Pora chyba pomyśleć o rodzeństwie dla Stasia i Basi :) Wakacje, które trwają w końcu dają szansę, by wyjść na prostą w kwestiach zdrowia. Bleh te wirusy żołądkowe naprawdę dość mocno nas zmęczyły.
Dodatkowo mój mały radosny sukces prywatny, gdy budzę się w nocy i całkiem nieświadomie odpowiadam do Tadzia po francusku:) Jest, udaje się, francuski wpływa do mojej głowy:) Zdecydowanie tak, tak, tak:)
Dzisiaj powiedziałam dwa razy, że nie tęsknie za Krakowem, za Polską, tylko za Moimi Ludźmi, za Rodziną... Test wieczorny w postaci oglądnięcia "Happy" z Krakowa i z moich "zakątków", potem Grechuta i Myslovitz "Kraków"... Nigdy, przenigdy nie przestanę być Polką, Krakowianką, pełną wspomnień, dobrych emocji i uczuć wobec mojego kraju... Tęsknie... Za spacerem po moich miejscach, za wszystkich co mnie utworzyło, co przeżyłam, w okresie studiów i nie tylko... Za narodzinami moich dzieci, tak , tak w Krakowie... Ach mówię, że nie tęsknie ale ten sentyment... ten dziwny ścisk serca...
Ile będzie jeszcze tych miejsc, z których nie będę chciała wyjeżdżać... Czy ktoś by reflektował na dobrą imprezę, jak tylko przyjadę na czas wakacji świątecznych patrz 18/ 19 grudzień? Z alkoholem, tańcami ?:) Nie wytrzymam jeśli nie tego nie zrobimy. Halo wszyscy, którzy mnie czytacie, czy mnie znacie, czy nie znacie, co Wy na to? :)

poniedziałek, 20 października 2014

małe wakacje

Nastały małe wakacje... Ufff mimo tony rzeczy, które muszę zrobić przez ten czas to wspaniale móc pobyć spokojnie (względnie) w domu, bez konieczności zrywania się wcześnie rano, bez konieczności spędzania 4 godzin dziennie w podróży na zajęcia. Miło odnaleźć blisko siebie męża, dzieci, naszą codzienność i słoneczny weekend z liczbą 27 na termometrze za oknem:) Piknik w lesie, leniwe przedpołudnie i wielkie wydarzenie:) Basiula bardzo chciała otrzymać na urodziny rower z dwoma kołami i pedałami, korzystając  z okazji zakupiliśmy mały, pomarańczowy rower. Wczorajszy wypad do lasu zaowocował samodzielnym jeżdżeniem na dwóch kółkach naszej jeszcze nie 3 letniej Basi:) Nie ma mowy jeszcze o startowaniu samodzielnie ale jazda na dwóch kółkach wychodzi jej świetnie:) Pękamy z dumy:)
Staśko pochorował się na koniec dnia, och koszmarne zatrucie pokarmowe, jakiego jeszcze z dziećmi nie doświadczyłam i które zdecydowanie pokrzyżowało nasze plany i sprawiło, że mój syn zdecydowanie jest powalony po prostu chorobą. Zastanawiam się, jak to możliwe, że moje maluchy zawsze chorują, gdy  mamy gdzieś wyjechać, gdy są wakacje...
Za to powiem szczerze, że od kilku miesięcy nie spędziłam z moimi dziećmi tyle czasu: budowaliśmy miasto z klocków lego, czytaliśmy tonę książek, graliśmy w gry, rozmawialiśmy, a z Basią wieczorem zaliczyłam mały bieg ja na nogach, Basia na swoich dwóch kołach:) "Nie trzymaj mnie przecież widzisz, że jeżdżę sama" :) Jeździ zaprzeczyć się nie da:) Dzieciaki tak rywalizowały dzisiaj o moją uwagę i mnie tylko dla siebie, że uświadomiłam sobie, że jednak tęsknią za mną... Ja za nimi, za brakiem pośpiechu i miłym byciem ze sobą.
Jesień pomaga złapać tą równowagę, spadające liście, zmiany gwałtowne pogody, deszcz na przemian ze słońcem, wilgotne powietrze po deszczu... Mamy dwa tygodnie:) Ponieważ sporo pracy przede mną także w aspekcie moich studiów, ściskam Was i znikam do spraw związanych z moją nauką:)

środa, 8 października 2014

w kierunku przyszłości...

Pora naskrobać kilka słów. Och wybaczcie za nieodzywanie się tak częste jak należy, wysyłanie życzeń imieninowych, urodzinowych z opóźnieniem. Życie nabrało ogromnego tempa i pomijając chwilę, gdy zasypiam z dziećmi o 9:) jest wspaniale... Tak, tak zaczęliśmy na studiach ćwiczenia praktyczne, a po małych wakacjach będą praktyki w Maison d'Enfant :) Ciągle nie brak nam lektury i wykładów, grup dyskusji ale zaczęliśmy:) Tak, tak, czekałam na to tyle lat:) Nie, nie przeszkadza mi to, że od 7 godzin siedzę nad różnymi rzeczami do przygotowania, nie, nie przeszkadza, wprost przeciwnie: cieszę się. Cieszę się na to, jak język wlewa się do mojej głowy, cieszę się, że dzień w dzień muszę coś pisać, czytać, opracowywać. Zresztą myślę, że ktoś świetnie przemyślał organizacje tych studiów i w istocie te 10 miesięcy na pewno mnie uformuje i to bardzo. 
Wnioski? Przyjechałam do Francji bez najmniejszego pomysłu, co będzie. Niczego nie naciskałam, niczego nie pchałam: dałam się wieść i chyba nic lepszego w życiu zrobić nie można. To niesienie nie jest bezruchem to raczej otwartość serca ale bez skonkretyzowanych planów, bez parcia, musów, konieczności, a z zaufaniem wobec siebie, wobec tego, co się dzieje. Ten brak kontroli, który dopuściłam do swojego życia, przynosi największe niespodzianki i największe zmiany, to daje tyle radości... Świat zaczął kręcić się i dla mnie, Tyle Osób zaangażowało się by mnie wesprzeć... 
Jako Mama pewnie też zrobiłam krok w tył w sensie pozostawienia przestrzeni innym osobom w otoczeniu. Dochodzę też do wniosku, że chyba nie ma innego wyjścia jak po prostu zaufać ludziom wokół i oddać im swoje dzieci, ufać, że to co robią, zrobią najlepiej jak potrafią. Osoba pana T. też mocniej wybrzmiewa w domu niż ja, o Babci nie wspomnę:) Jakimś sposobem mój syn, który rok temu płakał na judo przez 60 minut i powiedział, że nigdy tam nie pójdzie, poszedł z panem T. zobaczyć trening dzieci i oto w swoim małym kimono rozpoczął treningi. 
Basia od kiedy chodzi do przedszkola tak urosła... wydaje mi się tak dorosła, a przecież nie ma jeszcze 3 lat. Jej długie włosy czesane co rano, jej mądra buzia i po prostu jest wspaniała. 
Czasami myślę co dalej:) Czasami moi znajomi ze studiów pytają, co chce zrobić w następnym roku:) Uśmiecham się wtedy szczerze i mówię, że nie wiem, że jest tyle czasu, tyle może się zdarzyć. Za rok pragnę być szczęśliwa:) Teraz noc, słuchawki i trochę muzyki. Pana T. brak... Taka szkoda... Dobranoc... Tęskno mi za Wami...