czwartek, 3 września 2015

po wakacjach: Polska po mojemu i czarna dziura...

I wakacji nadszedł kres... Podśpiewywałam te słowa przez ostatnie kilka dni wakacji na ciepłym i słonecznym południu Francji, myślałam, że smutek który pojawia się na myśl o wrześniu jest tym, co po prostu przeminie szybko i bezboleśnie ale to tylko początek czarnej dziury, w którą wpadłam. Zaprowadziłam moje dzieci do przedszkola (patrz Basia) do szkoły (patrz Stasio) i weszłam do cichego, pustego domu i ta konfrontacja mnie powaliła. Dzieciaki zaopiekowane lepiej lub gorzej (pominę moje komentarze i opinie na temat sytemu edukacji francuskiej bo ta czasami  mnie zwyczajnie poraża) a ja nie mam już swoich studiów, mam swoje wykształcenie, specjalizacje i pracy brak... Perspektywa deski do prasowania, garnków, odkurzacza sprawiła, że poczułam się prawdziwie nieszczęśliwa... Pozwalam emocjom płynąć bo wiem, że po burzach przychodzi słońce ale to co uwiera w moich oczach to po prostu łzy: bezsilności, obaw, wkurzenia, pragnienia by edukować po polsku bo tak mi będzie łatwiej, pragnienie czegoś innego, łatwiejszego??? Poraża mnie edukacja we Francji, to co przekazywane przez nauczycielkę u Stasia w klasie. Ta koszmarna kobieta podnosi zadania dzieci, które zrobiły "brzydko" i mówi, że to "cochonnerie" (świństwo, paskudztwo)... Ja tłukę do głowy nauke o emocjach, że śmianie się z innych sprawia, że inni czują się źle i nieprzyjemnie i nie wolno tego robić, że to wkraczanie w wolność drugiego człowieka a tu... ściska mnie serce... Szkoła francuska jest koszmarna... Zdarzają się w niej ludzie z pasją i tych też miałam okazje poznać ale w tym roku mój syn takiego szczęścia nie miał. Basia na szczęście u wspaniałej pani... Temat dla mnie przeraźliwie trudny...
Wracając do wakacji: do Polski poleciłam z prawdziwym przekonaniem, że po dwóch latach będzie to przemiły pobyt ale nie wywoła już tych emocji, mokrych oczu gdy będziemy wracać do Francji. Jakże się myliłam... Jak tym razem powrót przebiegł pełen ścisków żołądku i sercu... Czas mijał bajecznie, mimo upałów: spędzałam dnie z dziećmi, rodziną, chrześnicą, dzieci były szczęśliwe mogąc swobodnie wyrażać się po polsku a ja czułam się wspaniale. Spotkania z bliskimi osobami, Moja Rodzina, Moje Kobiety, Moje Dzieciaki, Moi Przyjaciele... Czas z Wami był jak balsam dla duszy. Powrót okazał się trudny bardzo... Po trzech tygodniach i także ważnych spotkaniach z ważnymi osobami, w mej głowie pojawiło się wiele wniosków, wiele przemyśleń... To szczególnie te Kobiety, który są gdzieś kilka kroków przede mną w wędrowaniu przez życie ofiarowały mi sporo mądrości i zdań, które zostały w głowie... Pożegnanie z moimi Rodzicami nie obyło się bez moich łez...
Dalszy kierunek naszych wakacji, po 3 tygodniach w Polsce, to południe Francji: le Grau du Roi i cała masa naszych wyobrażeń o tej mieścince, która okazała się czymś zupełnym, co było w naszych głowach. Minęło kilka dni, gdy nasi przyjaciele z Wrocławia dołączyli do nas i gdy odkryliśmy z cała radością moc południa Francji: ciepłego Morza Śródziemnego, niekończących się promieni słońca. Było wspaniale: było wspaniale bo dzieciaki mieli przy sobie wspaniałą pannę N. i panicza W., z którymi zabawa i eksplorowanie świata było radosne i piękne. Ja po raz kolejny zrozumiałam jak ważne, piękne i wartościowe dla nas jest "wakacjowanie" z bliskimi.
Powrót i... początek posta...
Sesja z Ewą była wspaniała: każdego roku na mojej twarzy potrafi uchwycić coś, co jest na niej wypisane... To zdjęcie gdy patrzę na morze w świetle księżyca... To wszystko czym jestem teraz...
Do czarnej dziury wpadam co chwilę i mozolnie z niej wychodzę, by znów do niej wpaść i pewnie i znów wyjść...  Daje sobie czas... Czas... czas... śnijcie dobrze... Na koniec trochę wakacji byście nie zapomnieli, jak wyglądamy...