środa, 23 grudnia 2015

Święta!!!

Kochani! Kilka dni temu mój syn rozpoczął ze mną poważną dyskusję o wierze, o Bogu, o nauce, o początku, o jego ateistycznym poglądzie do życia. Rozmowa była trudna, gdy nagle doszłam do wniosku, że chcę po prostu przekazać mu, że dla mnie Bóg I wiara to miłość I dobro I dla mnie to siła, wartości najważniejsze. Ten argument przyjął z łatwością I wiem, że uszanował co powiedziałam. Święta już zaraz I z tej okazji życzę Wam serdecznie MIŁOŚCI szeroko pojętej. Miłości do życia, do drugiego człowieka, szacunku do innych, który przez miłość tak mocno się przejawia, miłości do siebie, do swojego ciała, do swojej duszy, swoich myśli, miłości I wiary w jutro, dobre jutro, optymizmu I uśmiechu. Wspaniałych Świąt Bożego Narodzenia dla Was Wszystkich!
 







 

wtorek, 15 grudnia 2015

słów kilka o szacunku wróbla ćwirka

Nie często wypowiadam się publicznie na tematy polityczne. Jednak Ci, którzy mnie znają wiedzą, że przyszłość Polski i Europy nie jest mi obojętna ale... Staram się, nim wygłoszę jakiś osąd, przejrzeć choćby kilka alternatywnych źródeł przekazu i bynajmniej nie chodzi mi wyłącznie o publicznie dostępne kanały. Gdy oglądam, czytam wiadomości zadaje sobie te banalne pytania, które chociaż trochę pomagają uniknąć manipulacji tzn. kto mówi? jak mówi? po co i dlaczego mówi? w jakich okolicznościach mówi? 
Słyszę od tygodni, jak rzekomo Europa krytykuje obecne rządy, niestety słyszę też jak z całkowitym brakiem szacunku, arogancją i czystym chamstwem komunikują się przedstawiciele różnych partii politycznych. Cóż uważam, że Europie nie za wygodnie jest mieć u władzy w Polsce kogoś, kto o Polskę chcę walczyć. Wygodniej było mieć kogoś, kto sprzeda wszystko, co mu się karze sprzedać, pożyczy od Europy tyle, ile karze Europa, wygodnie było stworzyć z Polski kraj postkolonialny, na którym niektóre kraje europejskie po prostu mogą zarobić. Niezależnie od moich preferencji politycznych poraża mnie to, jak ludzie dają się manipulować mediom, jak mało zastanawiają się nad tym, co i jak mówią media i po co, a także ile w tym jest nienawiści, braku szacunku wobec drugiego człowieka i wobec demokracji. Zastanawia mnie także, kto z tych pierwszych krzyczących w tłumie chociaż raz posłuchał całego wywiadu, wypowiedzi krytykowanego polityka, ile przeczytał artykułów, ile zdobył informacji, by tak głośno krzyczeć i wyrażać swoje opinie. Gdy więc widzę jakiegoś mężczyznę w moim wieku, który wypowiada się do człowieka starszego od siebie o kilkadziesiąt lat, który przeżył w Polsce nie jedno i który walczył o wolność Polski, w sposób chamski i bezczelny... opadają mi ręce. Bo to nie jest dyskusja na argumenty, to nie jest szukanie sposobu choćby na debatę, spieranie się argumentami, to jest po prostu brak wychowania i wstyd mi, po prostu mi wstyd za tych ludzi. 
Ja patrzę z nadzieją w przyszłość, chociaż po ostatnich 8 latach nie wiem, co będzie dało się naprawić w Polsce. Patrzę z nadzieją i szanuje wybór większości obywateli mojego Kraju, czy się z nim zgadzam czy nie. 
W mojej pracy jedna z moich uczennic 6 letnia dziewczynka razem ze swoim 2 letnim bratem w sobotę stracili swoją mamę, która zmarła na raka mózgu... Gdy patrzę na nienawiść które zionie z facebooka i internetu, a skierowana jest na wiele aspektów, także i politykę, a przede wszystkim na drugiego człowieka i gdy widzę moją uczennicę i jej malutkiego brata, który nie będzie pamiętał swojej Mamy zastanawiam się, czy warto marnować życie na takie bzdury, na nienawiść, która pożera energię, bo przecież jesteśmy tutaj tylko raz, tylko teraz trwa nasze życie, to jest nasz czas, nie będzie drugiej szansy... 
Tradycyjnie dzieciaki rozchorowały się przed wakacjami , Basia już prawie zdrowa, Stasiulo gorzej i mam nadzieję, że do piątku wydobrzeje. Z racji tego, że oboje z panem T. pracujemy dzisiaj po raz pierwszy był dzień, kiedy po prostu nie miał kto zostać z dziećmi i z odsieczą przychodzą wtedy przyjaciele... Ludzie, którzy po prostu Ci pomogą, a Ty pomożesz też im, ludzie, którzy po dniu spędzonym z moimi chorymi dziećmi i moim "dziękuje" odpowiedzą, że nie ma sprawy... Ludzie, dla których z radością ugotujesz kolacje i usiądziesz przy nich z uśmiechem, napijesz się wina i jest po prostu  miło. 
Trzy różne sprawy, jedna refleksja o tym, co tu i teraz, o życiu, o tym, że szkoda energii na pewne sprawy, że żyjemy raz i że są rzeczy wartościowe i rzeczy na które szkoda czasu. Ja też błądzę ale wierzę, że i szacunku uczymy się całe życie, nie chcę o tym nigdy zapomnieć... 

środa, 2 grudnia 2015

nie mogłam się powstrzymać:)

21:02 , 2 grudnia 2015 

Basia: "Mamo ja będę leżeć teraz w łóżku i odpoczywać tak krzycząco, wiesz"
Ja: Basiu nie można odpoczywać i krzyczeć, gdy odpoczywasz nie można krzyczeć. 
Basia: "Ale ja mam taki akcent"...

Nie wytrzymałam i wystąpił wybuch śmiechu, który rozbawił mnie do łez, Basia też zadowolona z przebiegu rozmowy, Staśko chichrał się w pokoju... Lubię wieczory z dzieciakami:) 

jesienna codzienność

Brak czasu stał się dominującym uczuciem w moim życiem, nawet czasami nieco frustrującym ale taki etap i próbuje z całych sił doceniać to co mam. Jesień  nie należy do najwspanialszej i najbardziej ulubionej przeze mnie pory roku. Ale ale ale :) Koniec narzekania. Czekamy sercem całym na przyjazd do Polski, zostało jeszcze 16 dni do wyjazdu i niewątpliwie odliczamy każdy dzień:) Ja jestem stęskniona za Rodziną, Bliskimi, za Krakowem. Będziemy jechać samochodem, odwiedzając po drodze Wrocław czyli Przyjaciół:) Potem mój dom rodzinny i to na co czekam bardzo, na długie wieczorne rozmowy z Rodzicami, odwiedzanie i spotkania z Bliskimi... Och naprawdę nie mogę się doczekać. Są rzeczy, za którymi tęsknie bardzo. Są też rzeczy, które bardzo lubię tutaj i tak już wiem, że nasze serca będą rozdarte zawsze:) Dzieciaki już mówią, że nie chcą wracać do Polski by tam iść do szkoły bo tutaj mają swoich przyjaciół... To zadziwiające, że to już się stało. Myślę, że są już naprawdę ładnie dwujęzyczni, jesteśmy z nich bardzo dumni. Stasio zaczął czytać i pisać po francusku, a Basia zaczyna po polsku. Piękne dwa prezenty:) 
Miło patrzeć jak rosną, jak się rozwijają, jak dopełniają jako rodzeństwo. Dzisiaj dokonałam pewnego radykalnego odcięcia tzn. spakowałam wszystkie ubrania które zostały po Basi i Stasiu i oddaje to co pożyczone, rozdaje wszystko, co nasze i tym sposobem z potokiem łez pożegnałam dzisiaj moje noszenie pod sercem kolejnych dzieci. Potok był gwałtowny i krótki, pewnie dlatego, że zostawiłam jedną z sukienek Basi, w której wyglądała tak cudownie... i pan T. też dodał żebym się nie martwiła bo jak urodzę kolejne dziecko to we Francji na brocante będą szaleć i kupować ubrania za grosze:) 
Ja mimo oporów zdecydowałam się w sobotni wieczór, by wybrać się do Paryża. Odwiedziliśmy ruchome wystawy w Paryżu w Galerie Lafayette i była to prawdziwa przyjemność. O tej porze roku zewnętrzne wystawy galerii stają się po prostu cudowną sceną marionetek, czarodziejskim światem pełnym barw, muzyki i radości. Oglądanie tego z dzieciakami było wspaniałe. Tematyka dla chłopaków kręciła się wokół Star Wars więc Stasio zachwycony, a Basia zachwycona wszystkim, jak to Basia:) 







środa, 18 listopada 2015

chcę wierzyć...

Ostatnimi czasy o wiele mniej mówię, a więcej słucham... 
Nie zapomnę jako dziecko opowieści o wojnie. Jestem pewna, że wielu z Was słyszało nie jedną od swoich dziadków. Ja myślę, że część z nich usłyszałam za wcześnie. Gdy spadała gwiazda z nieba i słyszałam zdanie "pomyśl życzenie" przez długie lata myślałam "by nigdy nie było wojny"... 
Opowieści, który usłyszałam były okrutne, sprawiły, że śniły mi się koszmary i panicznie bałam się okrucieństwa wojny i potworów, którymi stają się ludzie. 
Mam uczucie, że ten koszmar dzieciństwa powraca. Powraca gdy patrzę na obrazy w telewizji, gdy próbuje w jakikolwiek sposób ustosunkować się do tego, co się dzieje obecnie blisko nas i niestety dalej od nas... Nie mogę patrzeć i zrozumieć tego, z jaką zimną krwią człowiek zabija człowieka bo reprezentuje inne wartości, bo pragnie władzy, bo jest nienormalny, szalony, owładnięty ideologią, bo tylko tak może przetrwać, bo jest psychopatą, bo jest zły, bo jest w nim czyste zło, bo nie wiem co... Mam poczucie, że po raz kolejny historia ludzkości się powtarza... 
Mam poczucie, że boję się, jaki świat zostawimy naszym dzieciom... W jakim świecie przyjdzie im żyć. Czuje ścisk w sobie, czuje że te dyskusje prawo i lewicowe tych co są za imigrantami a inni przeciw, za integrowaniem innych wyzwań, a inni za wyrzuceniem ich z europy, prześmiewanie siebie, dyskusje w mediach  nic nie zmieniają... och jakie to męczące... Dobrze, że to nie ja muszę podejmować decyzje ale i chce wierzyć, że te które zostaną podjęte sprawią, że będziemy mogli żyć spokojnie w Europie... Wierzę też, że musimy żyć normalnie chociaż jest trudno... Chce wierzyć, że wartości i dobro zwyciężą, z całych sił próbuje tego nie zatracić i gdy patrzę w twarz wszystkich dzieci, z którymi pracuję różnych narodowości, różnych wyznań, różnych charakterów, różnych kolorów skóry i w twarz przede wszystkim moich dzieci czuję, że chcę dać im dobry świat, w którym będą mogli żyć, który będą mogli tworzyć...
Od jutra będzie tydzień optymistycznych postów i optymistycznych słów bo głowa mi pęka. By zacząć już dzisiaj powiem, że dzieciaki rosną i mimo różnych przygód wszystko idzie do przodu. 
W rodzinie narodziły się nowe dzieciaki i wspaniale witać ich i mam nadzieję zobaczyć już w grudniu, a w naszych Rodzinach prawdziwy urodzaj w dzieciaki:) Cieszę się, że blisko Święta i że mimo zmęczenia jutro mogę iść do pracy, mogę spotkać dzieciaki, a popołudniu mogę spojrzeć na moje dzieci, które dają mi tak wiele radości. Chcę wierzyć i wierzę, że dobro zwycięża... Nie ważne jak bardzo jest to naiwna i infantylna myśl nie chcę nigdy jej zatracić... 
Śpijcie spokojnie... 

sobota, 14 listopada 2015

czarny piątek...

Czarne chwile z sercach... Chwile, gdy zastanawiasz się co się dzieje i gdzie jesteśmy jako ludzkość. Obozy koncentracyjne, doświadczenia wojny, wszystko co było tak krwawe i brutalne, opowieści naszych babć i dziadków o czasach wojny... Ja swoim wnukom będę opowiadać, że gdy mieszkałam w Paryżu w ciągu niespełna dwóch i pół roku zdarzyły się trzy ataki terrorystyczne... Jeśli Europa nadal będzie istnieć... 
Jestem przerażona, dotknięta... Czuje jak ideały nasze jako ludzi, którzy wierzą w dobro po prostu padają na ziemię. Jestem porażona do czego dopuściła się w swojej multikulturowej polityce Francja, Niemcy i jestem porażona, że dzieje się to tuż obok nas... 
Boję się o dzieci w szkole, boję się o Tadka gdy jedzie do Paryża bo od już jakiegoś czasu omijamy to miasto szerokim łukiem. Nie sposób nie odczuwać strachu. 
Całość potęguje fakt, że wizytują u nas nasi przyjaciele, którzy cały tydzień zwiedzali Paryż i byli w miejscach, gdzie uderzyli terroryści kilka godzin później. 
Na razie cali i zdrowi jesteśmy. Dzisiaj odwołane wszystkie aktywności dla dzieci i dorosłych: nie ma judo, nie ma mojej Literki, nie ma nic. Na ulicach dziwnie cicho... W sercu ścisk, pytanie co będzie jutro... 
Rozmowa z dziećmi, próba wyjaśnienia, przedstawienie wiary w siłę działania policji, wojska, rządu i komentarz Stasia;"To jest głupie, bezsensowne i okropne!" ... Tak synu to jest głupie, bezsensowne i okropne... 

niedziela, 1 listopada 2015

4 lata Basi...

Basia skończyła 4 lata. Było wspaniale, wzruszająco, z fajnymi dzieciakami, dużą ilością uśmiechów i emocjami. Basia jest wspaniałą, uśmiechniętą, czasami trochę wstydliwą dziewczynką z czymś niesamowitym w uśmiechu i spojrzeniu co sprawia, że zjednuje sobie ludzi z dużą łatwością, że nie sposób jej nie kochać. Jest otwarta na świat, z pasją uczy się wszystkiego, próbuje dziesiątki razy, nie poddaje się, żyje z pasją i uśmiechem. Jest moim słońcem o poranku. Potrafi poprawić humor w każdy nawet ponury dzień. Godzinami rozmawia przez telefon z Babciami. Uwielbia się uczyć, dostawać prezenty, jeździć na rowerze, ćwiczyć judo, chodzić po górach, zbierać kwiaty... Moja... Nasza... Basia... 
A ja dostałam pracę... Jutro zaczynam... Trzymajcie kciuki... 









niedziela, 25 października 2015

Słoneczne Włochy po mojemu:)

Wakacje to czas uspokojenia duszy... Bycie we Włoszech, na wsi, w domu z widokiem na wzgórza wokół, słońce, które jeszcze grzeje tak mocno i przyjemnie, dzieci cały dzień w ogrodzie, przyjacielski pies obok i chwile tylko dla siebie, to rzecz, która sprawia, że było cudownie i naprawdę odpoczęliśmy. Miło było spoglądać na  dzieciaki, które po całym dniu biegania z psem i po ogrodzie, spacerach po górach znajdują czas na pobycie z samym sobą, ze swoimi myślami, swoim światem. Lubie patrzeć wtedy na ich spojrzenia, na mojego syna, który siedzi na trawie i patrzy na wzgórze, a koło niego przysiada ten przyjacielski pies, albo przysiadają z Basia koło siebie i oglądają książki... Jest cicho i spokojnie. Chociaż ta harmonia zapadła dopiero po kilku dniach miło jej było doświadczyć.
Bycie na wsi jak zwykle podziałało kojąco na każdą część mnie. Powrót do rejonu paryskiego okazał się trudny, na szczęście bliskość lasu uspokaja moją duszę:) Chociaż w gardło wkrada się przeziębienie to zaczynam jutro ciekawy tydzień ze swoim projektem zawodowym, grupą dzieci i zobaczymy, jak to się potoczy. 
Włochy pobudziły moje kubki smakowe do granic możliwości i pierwszą rzeczą po przyjechaniu do domu, było upieczenie kapuśniaczków z grzybami i kapustą. Och ciasto drożdżowe potrzebuje serca i mnie tym razem udało się je przelać i wyszło znakomicie:)  Mam ochotę gotować i gotować:) 
Włochy rozpieściły mnie smakami: lasagne z grzybami i sosem z trzech serów - niebo w gębie naprawdę. Nie wspomnę o pizzy, która zawsze i wszędzie smakowała wyśmienicie i desery... Lodziarnia w mieścinie gdzie jest 3000 mieszkańców z domowymi lodami i ciastkami i wszystko w tak dobrych cenach, smaku nie potrafię opisać ale to była to czyta rozkosz. To była uczta dla naszych podniebień. Wiele ciepłych uścisków dłoni, miłych, dojrzałych twarzy i poczucie, że gdzieś bliżej mojego serca do Włochów niż do Francuzów. 
Region, w którym byliśmy zachęcał do długich wędrówek i te wielogodzinne chodzenie po okolicznych górach z moimi dzieciakami było także prawdziwie przyjemne. Odkryłam, jak bardzo chcę pokazać im, jak wiele dają wędrówki górskie ale chyba nie muszę bo pokochali to od pierwszego doświadczenia. 
Dzisiaj w domu. Po magicznym wydłużeniu doby o jedną godzinę: z całkowitym spokojem serca startuję w kolejny tydzień. 
Na koniec dużo zdjęć bo i nastrój sprzyjał fotografowaniu. Patrzę i już tęsknie za tym słońcem i miejscem. Wspaniałe wakacje: dziękuje panie T. i dziękuje moje dwa skarby... 





















wtorek, 6 października 2015

rozmowa

Warto rozmawiać, naprawdę gdy sytuacja wydaje się kiepska warto podjąć trud rozmowy, rozmowy z argumentami, rozmowy otwartej na drugiego człowieka i tego, co chce przekazać... To wniosek tych dni, które za nami. 

Tymczasem dzisiaj moje dzieci po kłótni (Basia chciała usiąść na krześle, na którym Stasio zrobił sobie tron, Stasio się nie zgodził i krzyknął na nią): 
Stasio idzie po koce, by zrobić Basi taki sam tron, przynosi jej ulubiony kocyk i mówi: 
- Basia przepraszam, że na Ciebie krzyknąłem. Nie chciałem byś płakała 
- Stasio zaraz się uspokoję i odpocznę i przyjdę do Ciebie. O już odpocznełam. Stasio wiesz to dobrze, że mamy siebie... 
- Ja też Cię lubię Basia... 

Warto czasami nie ingerować w kłótnie dzieci... 

piątek, 2 października 2015

francja bardzo po mojemu... kulisy systemu...

Długo milczałam, zastanawiając się czy pisać co w sercu mi teraz doskwiera. Decyduję się jednak, może okażę się to przestrogą dla tych, którzy planują tutaj przyjechać, a może zachętą dla innych, sama nie wiem. 
Rozpoczęliśmy współpracę z kolejnym etapem edukacji czyli szkołą podstawową. Już w ubiegłym roku gdy mieliśmy możliwość zobaczyć szkołę, na zebraniu powiało gigantycznym chłodem ze strony pani dyrektor. Miny rodziców w sali wskazywały gigantyczne zaniepokojenie. W duchy prosiłam by Staś nie trafił do niej (gdyż ma ona pół etatu nauczycielskiego w klasie CP- zerówce). Los zadecydował, iż niestety tak się stało. Mimo naszych próśb i dyrektorki z przedszkola, która przekazywała dzieci do systemu szkolnego, Stasio został rozdzielony z wszystkimi najlepszymi kolegami... Tak naprawdę to początek góry lodowej, który sprawił, że po miesiącu edukacji odbieram ze szkoły smutnego chłopca, który nie wygląda jak mój syn. Jego wiara w siebie podupadła i ma ogromne poczucie znudzenia szkołą i poczucie niesprawiedliwości. Każdego dnia dzieci 6 letnie (o słuchajcie rodzice 6latków w Polsce) są zmuszane do cyklów pracy 1,5 godzinnych, bez przerwy w ławce!!! W ciągu dnia są cztery 1,5 godzinne cykle pracy, przerywane 15 minutowymi przerwami i jedną obiadową. W szkole uczą się wyłącznie pisać, czytać i liczyć! Nie ma pogadanek o rozpoczynającej się jesieni, cyklach natury, świętach narodowych, podręcznik to: czytanka z lewej strony i litery z prawej i koniec. Nie ma poznawania świata i wszystkiego, co wokół nas. Moje dziecko codziennie rano wstaje mówiąc, że już nie chce iść do szkoły. Przedszkole chociaż także w tym samym fatalnym systemie, to posiadało bardzo zgraną ekipę pasjonatów, którzy chcieli i którym się chciało. W szkole nie widzę tego w ogóle. Widzę za to iście wojskową dyscyplinę, brak jakiekolwiek pochylenia się nad uczniem i dążenie do tego, by wszystkie dzieci były takie same, jakiekolwiek przypadki wybijania się w jakimkolwiek kierunku kończą się smutno... 
Wszystko to doprowadziło do punktu, w którym uzmysłowiłam sobie, że w tym kraju warto jest być dla wygodniejszego życia, ładniejszego państwa, ciekawych miejsc do zwiedzania, garstki ludzi, którzy jednak najczęściej okazują się obcokrajowcami lub francuzami z drugą połową innej narodowości. Rdzennie Francuzi trzymają dystans i nie odnaleźliśmy wśród nich bliskich przyjaciół. 
Edukacja jest tak dramatyczna, że proszę nie narzekajcie na Polskę. Mamy w głowie inną mentalność, gdzie dziecko jest wartością, a dyscyplina i stworzenie dokładnie takich samych posłusznych, niezbyt wybitnych intelektualnie obywateli, nie jest celem jak we Francji.  
Są Ci, którzy próbują wybić się z systemu i to się sporadycznie udaję ale to ciągle i tutaj wysokie urodzenie, w rodzinie bardzo bogatej staję się szansą na alternatywną szkołę (których wiele tu nie ma, a jeśli są to niesamowicie drogie) i inne życie, niż od rana do wieczora w pracy, z dzieckiem, które spędza w przedszkolu cały dzień, od rano do wieczora, przerzucane z rąk do rąk. 
Urlop macierzyński w tym kraju trwa 3 miesiące. Dzieci oddawane są natychmiast do placówki lub nounou (czyli niańki dofinansowanej przez państwo). Jaki jest cel? Od jak najwcześniejszych lat życia dziecko to SYSTEM przejmuje kontrolę nad jego wychowaniem, to czysta manipulacja. 
Rodzina we Francji... Ilość rozwód, które mają miejsce w rejonie paryskim jest porażająca 3 na 4 małżeństwa kończy się rozwodem. Ludzie traktują to szczeniacko i niepoważnie, cokolwiek się nie udaje po prostu odchodzą. Dzieci są przerzucane, czasami olewane i zostawiane same sobie i tych przykładów można dostrzec sporo odbierając dzieci ze szkoły. Domy starości pękają w szwach, dzieci, które nie zaznały czułości, opieki rodzicielskiej nie oddają jej swoim rodzicom, często nawet nie mają z nimi kontaktu. 
Dodatkowo gdy chcesz utrzymać rodzinę i wartości, które są dla Ciebie ważne, ktoś w małżeństwie MUSI pracować na części etatu. Ja czuję się obecnie "odprowadzaczką i przyprowadzaczką": prawie codziennie gdzieś ich zaprowadzam, wożę, zajęcia Staśka, Basi, logopeda, zakupy, obiad, ciepła kolacja, judo, taniec, szkoła... Sobota pracy jest dla mnie cudownym momentem, gdy się zatrzymuje i mogę popracować... O szukaniu pracy nie wspomnę ale nie uczyniłam z nich treści całego mojego życia, do tego nie chcę zrezygnować z marzeń. Nie wiem co będzie... 
Jest mi tutaj gorzko chwilowo... Pechowo w tym paradoksalnie raczej kulturalnym i miłym kraju zdarza mi się ostatnio spotkać pełno buraczanych flaków, ale to zdarza się wszędzie... 
Wniosek: każdy kraj w którym żyjesz ma swoje plusy i minusy. Czy tutaj zostaniemy? Nie wiem, chwilowo nie mamy innego wyjścia a i cel wyjazdu był taki, by dzieci były dwujęzyczne. 
Nie chciałabym zniweczyć wszystkiego, co osiągnęli w tej kwestii. Mówią po francusku bez żadnego akcentu, potrafią mnie już poprawić, słyszą we francuskim i mówią dźwięki, których my dorośli nie wypowiemy nigdy. Z dnia na dzień widzę, jak ich słownictwo się zwiększa i cieszę się, że dostali od nas właśnie tą szansę dwujęzyczności. 
Nie wiem, jak wszystko potoczy się dalej... Nie wiem, co robić, a czego nie... Nie wiem, jak działać, a jak nie działać. Więcej nie wiem, niż wiem... Jedno jest pewne mam w domu cudowne dzieciaki i pana T... Czuję się całkowicie pogubiona... 

czwartek, 3 września 2015

po wakacjach: Polska po mojemu i czarna dziura...

I wakacji nadszedł kres... Podśpiewywałam te słowa przez ostatnie kilka dni wakacji na ciepłym i słonecznym południu Francji, myślałam, że smutek który pojawia się na myśl o wrześniu jest tym, co po prostu przeminie szybko i bezboleśnie ale to tylko początek czarnej dziury, w którą wpadłam. Zaprowadziłam moje dzieci do przedszkola (patrz Basia) do szkoły (patrz Stasio) i weszłam do cichego, pustego domu i ta konfrontacja mnie powaliła. Dzieciaki zaopiekowane lepiej lub gorzej (pominę moje komentarze i opinie na temat sytemu edukacji francuskiej bo ta czasami  mnie zwyczajnie poraża) a ja nie mam już swoich studiów, mam swoje wykształcenie, specjalizacje i pracy brak... Perspektywa deski do prasowania, garnków, odkurzacza sprawiła, że poczułam się prawdziwie nieszczęśliwa... Pozwalam emocjom płynąć bo wiem, że po burzach przychodzi słońce ale to co uwiera w moich oczach to po prostu łzy: bezsilności, obaw, wkurzenia, pragnienia by edukować po polsku bo tak mi będzie łatwiej, pragnienie czegoś innego, łatwiejszego??? Poraża mnie edukacja we Francji, to co przekazywane przez nauczycielkę u Stasia w klasie. Ta koszmarna kobieta podnosi zadania dzieci, które zrobiły "brzydko" i mówi, że to "cochonnerie" (świństwo, paskudztwo)... Ja tłukę do głowy nauke o emocjach, że śmianie się z innych sprawia, że inni czują się źle i nieprzyjemnie i nie wolno tego robić, że to wkraczanie w wolność drugiego człowieka a tu... ściska mnie serce... Szkoła francuska jest koszmarna... Zdarzają się w niej ludzie z pasją i tych też miałam okazje poznać ale w tym roku mój syn takiego szczęścia nie miał. Basia na szczęście u wspaniałej pani... Temat dla mnie przeraźliwie trudny...
Wracając do wakacji: do Polski poleciłam z prawdziwym przekonaniem, że po dwóch latach będzie to przemiły pobyt ale nie wywoła już tych emocji, mokrych oczu gdy będziemy wracać do Francji. Jakże się myliłam... Jak tym razem powrót przebiegł pełen ścisków żołądku i sercu... Czas mijał bajecznie, mimo upałów: spędzałam dnie z dziećmi, rodziną, chrześnicą, dzieci były szczęśliwe mogąc swobodnie wyrażać się po polsku a ja czułam się wspaniale. Spotkania z bliskimi osobami, Moja Rodzina, Moje Kobiety, Moje Dzieciaki, Moi Przyjaciele... Czas z Wami był jak balsam dla duszy. Powrót okazał się trudny bardzo... Po trzech tygodniach i także ważnych spotkaniach z ważnymi osobami, w mej głowie pojawiło się wiele wniosków, wiele przemyśleń... To szczególnie te Kobiety, który są gdzieś kilka kroków przede mną w wędrowaniu przez życie ofiarowały mi sporo mądrości i zdań, które zostały w głowie... Pożegnanie z moimi Rodzicami nie obyło się bez moich łez...
Dalszy kierunek naszych wakacji, po 3 tygodniach w Polsce, to południe Francji: le Grau du Roi i cała masa naszych wyobrażeń o tej mieścince, która okazała się czymś zupełnym, co było w naszych głowach. Minęło kilka dni, gdy nasi przyjaciele z Wrocławia dołączyli do nas i gdy odkryliśmy z cała radością moc południa Francji: ciepłego Morza Śródziemnego, niekończących się promieni słońca. Było wspaniale: było wspaniale bo dzieciaki mieli przy sobie wspaniałą pannę N. i panicza W., z którymi zabawa i eksplorowanie świata było radosne i piękne. Ja po raz kolejny zrozumiałam jak ważne, piękne i wartościowe dla nas jest "wakacjowanie" z bliskimi.
Powrót i... początek posta...
Sesja z Ewą była wspaniała: każdego roku na mojej twarzy potrafi uchwycić coś, co jest na niej wypisane... To zdjęcie gdy patrzę na morze w świetle księżyca... To wszystko czym jestem teraz...
Do czarnej dziury wpadam co chwilę i mozolnie z niej wychodzę, by znów do niej wpaść i pewnie i znów wyjść...  Daje sobie czas... Czas... czas... śnijcie dobrze... Na koniec trochę wakacji byście nie zapomnieli, jak wyglądamy...