piątek, 25 października 2013

bunt, bunt, bunt podwójny

Dzisiaj w naszym domu zawitała w końcu Francuzka z synkiem:) Tak, tak duża to dla mnie radość móc dwie godziny porozmawiać po francusku i co tu dużo mówić lubię nawiązywać kontakty. Chłopcy bawili się całkiem koło siebie, Stasio próbował dogadać się gestami, było średnio... W końcu skończyło się gigantyczną histerią Staszka... Nie będę przywoływać kontekstu powiem tylko tyle, że taką akcje  w wykonaniu mojego syna widziałam do tej pory tylko raz... Pechowo przy pierwszej wizycie mojej nowej koleżanki. Oj było to dla nas wyzwanie... Pomyślałam trudno, po prostu trudno. Po wizycie aż zadzwoniłam do mojego doradcy SOS w kwestiach dzieciaków i oto moja przyjaciółka powiedziała jedno zdanie, praktyczną radę, co mi poleca na przyszłość. Myśl i zdanie zaszczepione w mojej głowie i nagle WIELKIE ODKRYCIE... Nie wiem, jak mogłam tego nie zauważyć, jak mogłam przeoczyć, co mój syn próbuje od jakiegoś czasu nam pokazać i powiedzieć bez słów. Zabraliśmy mu życie w Polsce, On nie chciał tutaj przyjeżdżać to fakt, nie zna języka to też jasne, to trudne ale... tutaj piszę o buncie dwulatka Basi o jej potrzebie decydowania a nie zauważyłam, że mój 4,5 latek też się buntuje i w innej formie, w inny sposób, bardziej skomplikowanie prezentuje swoją potrzebę samostanowienia. Tak mój syn ma prawo decydować o swoich zabawkach, ma prawo zachować swoją mozolnie skonstruowaną konstrukcję z klocków, ma prawo ukryć swoją jedną z ulubionych  książek przed Basią. Mój syn potrzebuje większej przestrzeni do decyzji. Może wydać się Wam to banalne, ale w istocie nie jest. Ja naprawdę zobaczyłam jak na dłoni w czym jest problem. Musimy przestać mu ciągle zabraniać i wyciągać coraz to nowe konsekwencje, a więcej pytać, więcej ustalać wspólnie, określić w jakich przestrzeniach decyduje On, a w jakich my. Spojrzałam na mojego syna, który naprawdę jest mądrym i wrażliwym chłopcem i nie wiem, jak mogłam tego nie widzieć. Grunt, że teraz to widzę i mam pomysł, co z tym zrobić.
Przyjechał pan T. z gigantycznym prezentem od wdzięcznego klienta producenta ukochanych przez dzieci słodyczy. Uwierzcie mi, że takiej ilości słodyczy nie widziałam w swoim życiu w swoim domu, a radość moich maluchów jest nie do opisania:) Teraz leżą i utulają swojego Tatę, stęsknieni za ciepłymi ramionami, ja muszę chwilę poczekać:) Do tego wypadałoby przełożyć dzisiaj tort urodzinowy dla Basi, ale może jutro rano:)
Dni mijają tak szybko, czas biegnie jak oszalały, tydzień się zaczyna i zaraz kończy. Oddycham pełna piersią i rozkoszuje się tym, co przynosi życie i nowe miejsce, gorsze dni są tylko motywacja by tworzyć szczęśliwsze jutro.
Na koniec: śpiewam myjąc zęby maluchom "szczotka pasta kubek dynamitu, mała eksplozja i już po krzyku, myje zęby wystające z .... buzi" a Stasio na to: "Mamo wystające z gęby, to tylko taka przeróbka":) I niech tak śpiewa:) Trochę radości z mówienia "betise" nie zaszkodzi:)

2 komentarze:

  1. Widziałam fotę bagażnika pełnego tych pyszności, Przemek mi pokazał. Ach, zazdroszczę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że Was nie ma to by kilka paczek trafiło w Wasze ręce, a teraz to chyba zaniesiemy do przedszkola Stasia:)

      Usuń