wtorek, 27 maja 2014

drogi

Drogi... Kręte, proste, łatwe, trudne, strome ścieżki, płaskie deptaki, gwałtowne spadki... Pewne rzeczy w życiu po prostu się zdarzają, a my w tych zdarzeniach po prostu jesteśmy. Nie na wszystko mieliśmy, mamy wpływ, nie wszystko musi być przepracowane, nie wszystko musi być idealne, nie wszystko musi być uporządkowane. Nie wszystko trzeba przeżyć z kimś. Są chwile gdy potrzebuje popłakać w samotności 15 minut i zmierzyć się sama ze sobą z własnymi myślami, to chwilę gdy nie chcę słów, nie chce nic, pragnę tylko w ciszy słuchać siebie. Och i te chwile nie zawsze przynoszą jakiekolwiek wnioski, ale przynoszą ulgę, sprawiają, że wewnętrzne walki przestają istnieć, a na ich miejsce pojawia się zgoda...
Prosty rachunek i moje szczęśliwe życie jako wynik: moja Rodzina, moi Przyjaciele, moje marzenia, moja codzienność i moja radość...
Wspomnienia wiatru we włosach na Wyspach, zapach pierwszych podróży do Francji i poczucie, że życie zatacza krąg i prowadzi w odpowiednim kierunku.
Wzruszenie gdy w dzień Mamy otrzymuje prezenty, które zapamiętam na całe życie...
Wspomnienia, gdy jako dziecko śniłam koszmary, a Mama zabierała mnie do swojego łóżka i przytulała mocno do siebie... błogość
Moje dzieci w moich ramionach... ciepłe ramiona pana T... zataczamy kręgi...
śnijcie spokojnie i dobrze...

czwartek, 22 maja 2014

moc więzi

S: "Mamo nie chcę być w pokoju sam, gdzie poszła Basia?"
Ja: "Do toalety, zaraz wróci"
S: "Nie lubię spać bez niej w pokoju, dobrze, że jest ta Basia"
po chwili
S: "Przyszłaś Basia, nie lubię bez Ciebie spać w pokoju, czasami się trochę boję"
B: "Ja też, ale już jestem Stasiu, możemy iść sobie spać, nic nie grozi"...

Wiem, że po prostu będą siebie zawsze mieć i wiem, że powinni mieć jeszcze więcej rodzeństwa, by była w nich siła, więź... Gdy każdy poranek rozpoczynają od pytania, gdzie jest Basia, czy gdzie jest Stasio wiem, że połączyło ich ogromne przywiązanie do siebie i wiele uczuć. Myślę, że rodzeństwo to Moc... Niegasnąca siła... Myślę, że nawet kłótnie, spieranie się: bardzo wiele ich uczy. Nie mniej jednak uwielbiam patrzyć na nich gdy w niedzielę rano się bawią. Uwielbiam gdy, nim wstaniemy, wyruszają na rejs, gromadzą zapasy na swojej wielkiej łodzi - galeonie, kocham słuchać jak ich głosy przedostają się przez drzwi i ścianę i lekko mnie budzą nim ich małe nogi i ręce ostatecznie zawędrują pod naszą kołdrę i zaczną nabijać siniaki, albo łaskotać:) Uwielbiam gdy z ich ust usłyszę standartowe o poranku stwierdzeniem "Mamo jeść":)

niedziela, 18 maja 2014

lato, lato wszędzie

Lato:) Przyszło do nas lato:) Słońce świeci, temperatura jest prawdziwie zachęcająca, jest nawet upalnie:) Dzisiaj były więc krótkie spodnie, koszulki, sandały i konieczność ochrony głowy przed słońcem:) Przyjemny poranek ze znajomymi, dzieci z kolegami i koleżankami.
Chcę jednak opowiedzieć Wam dzisiaj tylko jedną historię. Na placu zabaw spotkaliśmy koleżankę Stasia- Sandrę. Ta małą blondyneczka z całą energią i siłą podjęła próbę zrozumienia naszego syna, okazywania mu czułości bo jest prawdziwie całuśną dziewczynką:) Na pewnym etapie zaobserwowałam, że jej rodzice nie słyszą, mają ogromną utratę słuchu więc próbują mówić ale generalnie posługują się językiem migowym. Sandra do nich i mówi i miga. Coś, co mogłoby się wydawać trudną sytuacją dla dziecka w jej przypadku stało się według mnie gigantycznym zasobem. Sandra jest świetna do pokazywania i tłumaczenia wszelkich słów, do komunikacji gestami, nazwałam ją więc dzisiaj moim ulubionym profesorem języka francuskiego:) Myślę, że pan T. też patrzył i rozmawiał z nią z prawdziwą przyjemnością. Bawili się ze Stasiem, On próbował mówić do niej jakieś słowa po francusku, było to wzruszające i piękne... Wieczorem zapytał mnie: "kiedy ja w końcu będę mówił po francusku?":) Było więc małe wspominanie, jak przyjechał i nic nie rozumiał, jak teraz rozumie, jak używa pierwszych słów, jak potrafi powiedzieć w co chce się bawić, a Staś na to: "Och ja uczę się tak stopniowo":) We mnie odzywają się wspomnienia, gdy przyjechaliśmy i Staś nie chciał wychodzić z domu a na placu zabaw głównie płakał albo uciekał, krzyczał. Zobaczenie dzisiaj jego radości i podsłuchiwania szeptów "cache- cache sandra, moi, dix" :)
Basia w całości uczestniczyła z radością, naśladowaniem, gadaniem po polsku, śmianiem się i wygłupianiem a także spacerami własnymi ścieżkami i ogromem czułości wobec Sandry. Na szczęście gili,gili jest słowem, które istnieje w dwóch językach:)
Wieczorem pan T. wyjechał a dzieci padły ze zmęczenia. Ja po mobilizacjach gimnstycznych;) zasiadłam na chwilę do komputera. Na dodatek dołożę zdjęcia moich aniołów domowych:)


Dokarmianie ślimaków na balkonie w wykonaniu naszego Stasia.



 ciiiiiii zmęczona Basia śpi:) 

piątek, 16 maja 2014

na fali

Znów czuje się w znajomo przyjemny sposób: na fali:) Pan T. pewnie przypisze to dobrej passie hormonalnej, a ja zaprzeczać nie będę,  ale tak naprawdę znajomy optymizm wlewa się dzisiaj w moje serce więc pozwolę sobie na to. Mimo, że nie wszystko układa się idealnie wierzę w pozytywne rozwiązania wielu spraw bliskich memu sercu. Dzisiaj czuje także odległość, która nie jest godziną drogi do pokonania, by znaleźć się przy bliskich.
Stacho narozrabiał w przedszkolu ale po tych miesiącach mam pełen luz i na szczęście tym razem to nie ja wysłuchałam:) Za to wspaniale ćwiczył swoją mała paszczę z naprawdę fajną i profesjonalną dziewczyną. Wszystko przez skaypa:) Naprawdę nie przypuszczałam, że będzie tak zadowolony i że tak sprawnie to pójdzie:) Także i nasze nastroje w tej kwestii dzięki pani M. poprawione i nowa motywacja ( tak a propos motywacji:) wlana w Stasia i we mnie też.
Basiula zapisana do przedszkola: wyszło zabawnie gdy mówiłam, że Basia nie śpi w dzień i ta właśnie zasnęła na moich rękach:) Uśmiałam się do rozpuku :) ale przedszkole jakoś naprawdę otwarte na to, by dzieciakom było dobrze. Zdecydowałam na próbę, by maluchy zostawały na dwa dni w tygodniu na obiad w przedszkolu. Z racji reformy będą kończyły zajęcia o 15 więc chyba przetrwają, tak czy owak próbujemy: pora wypuszczać moje skarby spod skrzydeł i dawać im szanse na konfrontacje. Zawsze z pomysłu można się wycofać. Moje serce już się ściska:)
Tymczasem... Nie uwierzycie ale napalam się powoli na pomysł Kanady:) Może to na skutek opowieści jakie dyrektorka przedszkola mi posnuła, może pooglądałam za dużo zdjęć:) Co powiedziecie na odwiedzanie nas w Quebecu?:) A może Ktoś byłby chętny by spróbować za kilka lat z nami? Taka migracja w grupie:) Mamo Browar? Czy to aby nie byłaby fajna perspektywa na odmianę życia? Panno Polny Kwiat i Panie Wiejący Wietrze?:) Na razie to odległe plany ale czy to nie fajnie je mieć:)
U nas słonecznie więc posyłam i trochę go do Polski, by deszcz przestał padać.

środa, 14 maja 2014

motywacja

Motywacja... Aż nudno mi w głowie gdy pomyślę o tym, jak ona funkcjonuje we mnie. Ach już dość mam tego gigantycznego zapału, a potem stopniowego opadania i dyscyplinowania się, wymyślania dla siebie nagród, by zmusić się do czegoś, co postanowiłam robić. Ćwiczenia logopedyczne ze Stachem och... dwa tygodnie ćwiczeń i znów 2 tygodnie gdy ćwiczyliśmy raz... Nie mam sił, by codziennie planować coś, co akurat go zainteresuje, co sprawi, że mimo zmęczenia będzie chciał poćwiczyć by wymawiać to zakichane sz, cz jak należy. Tak i nie mam także energii w sobie, by uczyć się samej francuskiego... Po prostu nie potrafię, jest tyle innych zajęć ciekawych, fajnych, radosnych, interesujących, że siedzenie wieczorami nad gramatyką schodzi na dalszy plan. Został sport i moje ćwiczenia 3 razy w tygodniu... Uff mobilizuje się, obiecuje sobie ukochane piwo blanc po przejściu treningu (prawie nigdy po ćwiczeniach już na nie nie mam ochoty) i robię to po co? Ach wcale nie chce chudnąć, bo absolutnie nie mam w tej kwestii do siebie zastrzeżeń, ale kręgosłup dokucza mi mocno i wzmocnienie brzucha bardzo dobrze mu robi. Co to zrobić z tym wszystkim? Odpuścić, znaleźć złoty środek, dyscyplinować siebie... Nie wiem. Chociaż wiem, że motywacja ma to do siebie, że są jej wzloty i upadki to mnie to czasami męczy. Są jednak rzeczy, do których zmuszać się nie muszę i bynajmniej nie mówię o jedzeniu czekolady, czy lodów. A może życie ma być także po to, by doświadczać w nim przyjemności:) A może jestem po prostu leniem:) Aaaaaa idę spać:) Miłej nocy.

sobota, 10 maja 2014

cyrk, urodziny i duże dzieci w nas dorosłych:)

Kolejny długi weekend we Francji za nami:) Ponieważ na szczęście jesteśmy zdrowi wybraliśmy się do cyrku:) Mimo, że nie jest to nasze ulubione miejsce rozrywkowe to chciałam pokazać dzieciakom atmosferę takiego występu, ludzi, którzy tam pracują. Chodzenie do cyrku z własnymi pociechami to także całkiem coś innego niż samemu. Staś z wypiekami na twarzy, w pełnym przejęciu i skupieniu siedział cały czas trwania seansu chociaż nie zapomniał o systematycznym "mamo jestem głodny":) Basia natomiast:) Och trzymanie na kolanach tej radosnej, nieustannie ruszającej się dziewczynki bijącej głośno brawo i śmiejącej się do rozpuku z klaunów, to była czysta przyjemność:) Nie wspomnę o naśladowaniu przez naszą córkę tańca na rurze:) Ach te moje pociechy, tak różne i tak wspaniałe:) Było wspaniale, widzę też jak bardzo przez lata cyrk się zmienił i chociaż myślę, że tygrysom w klatce pewnie nie jest wesoło to i tak uważam, że nie zmienimy ich losu, a atrakcję jaką zafundowało nam nasze wyjście, zapamiętamy na długo.
Urodziny:) Dzisiaj zorganizowaliśmy przyjęcie dla Stasia. Koledzy ochoczo przybyli na zabawę i było ich siedmioro plus dwójka naszych pociech:)  W tym jako jedyna dziewczynka: nasza Basia:) Ach było wesoło, radośnie, głośno, serdecznie i przyjemnie. Wprawdzie był bieg, bo dzisiaj cały dzień w pracy i po niej szybki powrót, tort robiony w nocy ale... ale... Każdego roku gdy o 1 w nocy zdobię tort albo robię jakieś inne rzeczy na przyjęcie, mówię sobie, że może w następnym roku spróbuje zrobić mniej itd. Ale właśnie dzisiaj doszłam do wniosku przełomowego. Co z tego, że jestem zmęczona :) Co z tego, że siedzę do 2 nad wycinaniem czaszki na tort. To nie jest ważne bo ja po prostu to lubię. Lubię celebrować życie, święta moich bliskich, uwielbiam piec torty:) uwielbiam wycinać małe flagi, wymyślać dekoracje, uwielbiam bić głośno brawo w cyrku i z dozą strachu patrzeć na tygrysy... Pan T. mówi na mnie "gnietek podnietek":) Cóż jestem właśnie taka, lubię ekscytować się życiem: wielkimi i drobnymi sprawami, lubię uwalniać z siebie moje wewnętrzne dziecko. Lubię spotykać ludzi, naprawdę lubię dzieciaki. Hmmm... Czy urodziny Stasia były dla mnie? Pewnie trochę dla nas wszystkich: dla mnie by zrobić kolejny krok w integrowaniu się z tutejszymi mamami :) Dla Stasia bo zobaczył, jak wiele kolegów jest gotowych i chętnych przyjść i świętować z nim jego wielki dzień, dla Basi by zobaczyć całą atmosferę urodzin i mówić "U mnie wszystko będzie niedługo różowe, na moich urodzinach":) Z łzami w oczach okrywam, że Stasio naprawdę zaczyna rozumieć i podobno mówi pierwsze rzeczy w przedszkolu (nigdy koło nas)... Czy moi wielcy, mali bohaterzy: moje dzieci będą wiedziały, że tak naprawdę ten wyjazd był bardzo dla nich, by stali się dwujęzyczni bo bycie dwujęzycznym otwiera umysł i jestem o tym głęboko przekonana (szczególnie im dłużej tutaj jestem i obserwuje zjawisko wśród dzieci i dorosłych)...
Nie czuje dzisiaj zmęczenia, nie żałuje ani minuty poświęconej na przygotowanie przyjęcia, jestem wdzięczna panu T., który BARDZO mi pomógł... Myślę, że także potrafi zrobić wiele rzeczy lepiej ode mnie, wystarczy go o to poprosić albo dopuścić (coś czego nie potrafiłam jakiś czas)... Wspaniały, radosny dzień za nami z osobowościami różnych kolegów, ze spotkaniami, z moim dniem w pracy z moimi  wspaniałymi uczniami, którzy tyle mnie uczą...  Czego można chcieć więcej:)
Fotorelacji? Dlaczego nie:)



pomocnica:)



piracka nalewka:) 



wtorek, 6 maja 2014

milczenie, prasowanie i "mamo jestem głodny":)

Milczę na blogu:) Jak zaklęta:) Ach powód jest prawdziwie banalny: prasuje... Och kiedyś naprawdę lubiłam tą czynność: oglądałam ulubione filmy i mały ubraniowy świat powoli się porządkował ale od kiedy w moim domu przybyło ubrań, zmniejszyła się ilość czasu, czynność ta stała się lekko znienawidzona. To chyba efekt tego, że nie potrafię robić tego systematycznie i rosnący stos w końcu mnie tak przeraża:) Gdy się za to zabiorę mijają dwa wieczory i jest po bólu na dwa tygodnie ale ten moment mobilizacji jest ciężki:) Tak czy owak odprasowała się: wszystkie koszule pana T., dzieci rzeczy i moje także, nawet nie często ubierany żakiet:) Uffff:)
Oczywiście mam w otoczeniu moje Boginie, które jakimś cudem nie prasują: koszule sam mąż (mój też proponował ale jakoś ja czuje, że to moje wyznanie miłości dla pana T;) a reszta dobrze rozwieszona, płyn do płukania i wirowanie nie większe niż 700. Owszem próbowałam i część rzeczy czasami nie prasuje ale jednak ponad połowa rośnie najpierw w koszu a potem na koszu. Widocznie nie potrafię tego przejść w głowie. Trudno, grunt, że to za mną na co najmniej dwa tygodnie:)
Prócz tego spadek nastroju, wiele myśli i rozważań, strasznie spać mi się ciągle chce ale zmobilizowałam się i ćwiczę 3 razy w tygodniu. Nie wiem, na ile wystarczy mi motywacji ale oby do wakacji, by jednak móc włożyć strój kąpielowy i pokazać chociaż cień jakiegoś mięśnia na brzuchu i nogach:) Mam ochotę na polskie góry i szlaki. Cieszę się na wakacje z bliskimi, na podróż samochodem i być może zwiedzanie czegoś fajnego po drodze:) Cieszę się z naszych dzieciaków bo są wspaniałe.
W sobotę przyjęcie urodzinowe Stasia:) Planuje więc niespodzianki i zabawy, menu i cieszę się, że jego koledzy odwiedzą nasz dom i będą mieli okazje się pobawić:) Basiula będzie jedyną dziewczynką bo jedyna koleżanka zaproszona przez Stasia przyjść niestety nie może. Na pewno zdam relacje jak wszystko się udało:)
Staś przeżywa chwile, gdy pewnie zaraz bardzo urośnie, ponieważ ciągle je... Naprawdę nie wiem, gdzie się to mieści w jego szczupłym ciele ale widocznie gdzieś. Jak tylko widzę, jak zbliża się w moim kierunku wiem, co usłyszę: "Mamo jestem głodny, głodny, głodny":) Basia za to z każdym dniem tak się upodabnia do pana T... Patrzę na nią i widzę miniaturkę Taty:) Niesamowite jak te geny potrafią się wymieszać:)
Dość na dzisiaj:) pora na wieczorna herbatę:)