czwartek, 19 września 2013

staszek ma kolegę, koleżankę mam i ja

Powiedzmy sobie szczerze: to pisanie jest uzależniające i naprawdę pozwala nie myśleć o głupotach, nie wpadać w dziwne nastroje. Męża nie ma już czwarty dzień, brak mi także zielonej herbaty popijanej w kobiecym, przyjacielskim gronie:)
Dzisiaj dzień, gdy uświadomiłam sobie, że trzeba odpuścić. Poprosiłam Staszka, by szanował innych ludzi: nie pluł, nie kopał, nie wystawiał języka, by szanował pracę swojej przedszkolanki, sen swoich kolegów, swoją siostrę i usłyszałam: "dooobrze mamo" więc traktuje to jako odpowiedź szczerą i zobowiązującą.
Dla mnie ważne jest, że Stasio ma kolegę. Podobno razem straszą dziewczyny, biegają po podwórku, machają sobie na pożegnanie i po prostu się lubią. Staszek wprawdzie dodał, że nikt nie zastąpi Wiktora ale cieszę się z tych sukcesów i radości.
Sama też mam koleżankę:) Fakt mieszkania w miejscu wielonarodowościowym daje możliwość obcowania z mamami różnych narodowości, a ponieważ to one wykazują otwartość do kontaktu to ja zamierzam z tego skorzystać:)  To cudowne uczucie, że mimo innych języków, pochodzenia, różnych doświadczeń tak łatwo znaleźć wspólną przestrzeń do relacji. Dzień po dniu przestaje być obca, nie czuje się samotna i nie przejmuje się zdystansowaniem Francuzów. Gdy widzę przedszkolankę Stasia, która nawet po kiepskim dniu otula jego twarz rękami i czule odpowiada mu au revoir czuje, że jesteśmy we właściwym miejscu.
Chociaż nieustannie pojawia się miliard papierów do załatwienia, to wiem, że nie żałuje tego doświadczenia. Nawet jeśli opóźni się mój start zawodowy to wiem, że warto było tu przyjechać. Otwieram więc siebie na powiew francuskich wiatrów i żegluje dalej bo ja po prostu kocham żyć...

1 komentarz:

  1. Piękne! Powiało optymizmem :)
    Gratuluję Tobie koleżanki i Stasiowi kolegi :)

    OdpowiedzUsuń