Chyba już myślami odpływam do Polski:) Ale jednak zdecydowałam się na umycie okien i ogólne porządki, standartowo tonę w prasowaniu ale dzisiaj wieczorem mam zamiar się z tym uporać bo wypadałoby przed wyjazdem. Zaczyna się układanie jakiegoś grafiku, by zaspokoić wszystkich pragnienia i uspokoić tęsknoty te małe i duże:) Za nami ubieranie choinki, którą już się cieszymy i która według dzieci była konieczna, by odwiedził nas Mikołaj, było sporo radości z prezentów i te emocje:)
Sobota związana z moją małą aktywnością zawodową a potem po prostu pragnienie serca by odpocząć. Ciągły brak auta sprawił, że wsiadłam na rower i pojechałam załatwić kilka spraw, bez dzieci, bez ciągłego: siku, jeść, pić, ona mnie bije, on mnie bije itd. Cóż bywają chwile gdy naprawdę jestem tym zmęczona, a brak kogokolwiek, z kim moglibyśmy zostawić dzieci i odpocząć od nich, sprawia, że chwile przeciążenia po prostu się zdarzają. Na szczęście pan T. wykazał dużo poziom zrozumienia. Pobyłam więc na zakupach przedświątecznych SAMA, rower i lodowaty wiatr we włosach ukołysał wiele moich myśli, wątpliwości, dylematów. Pozornie niby to nic nie zmienia, a jednak ta filtracja różnych emocji zrobiła mi zdecydowanie dobrze.
Niedziela w świątecznej atmosferze "Literki", cóż pierwszy raz na jakimś przedstawieniu Stasio po prostu głośno i radośnie śpiewał i... Ja zajmowałam się innymi dziećmi i nie słyszałam tego, a pan T. nacisnął dwa razy przycisk w aparacie i owa przełomowa chwila nie została uwieczniona na filmie, ani zdjęciu, ani nawet w moim wspomnieniu:( Pierścionka też nie znalazłam. Za to zbliżam się do końca wielkiej segregacji zdjęć z prawie 4 lat życia naszego z dziećmi, by stworzyć w końcu albumy. Praca ciężka, zdjęcia rozrzucone w różnych miejscach ale już praca bliska skończenia.
Pan T. eksploatuje piłe włośnicową i efekty jego pracy coraz mocniej mi pokazują, jak wiele mnie z nim łączy i generalnie... jest świetny i praca w drewnie jest czymś, co może stać się kolejną pasją życiową i super jeśli będzie wspólna:) Dostałam właśnie dostawę farb, podkład i lakier by dokończyć jego dzieła i chyba domyślacie się, że lekko się obawiam wziąć pędzel w ręce, gdy widzę ile pracy włożył pan T. w wycięcie tych wszystkich elementów, ale cóż, raz się żyje:)
Budowanie życia z moim panem T. daje mi ogrom radości, dlatego pewnie dzisiaj kiepsko znoszę perspektywę jego braku koło mnie:) Za tydzień jednak nacieszymy się wyjazdem do Polski. Uwierzycie, że naprawdę jestem lekko podekscytowana? Nie wiem też czy uwierzycie, że za kilka dni minie PÓŁ ROKU jak tutaj jesteśmy?
Już pół roku??? Tyle się nie widzieliśmy?? Rany...
OdpowiedzUsuńA co do efektów Waszej pracy z piłą włośnicową - Zosia jest zachwycona ośmiorniczką :) Pięknie dopasowuje małe ośmiorniczki, choć niekiedy się irytuje, gdy jakaś nie pasuje tam, gdzie według niej powinna :)
Czekamy na Was z niecierpliwością i mamy nadzieję, że wygospodarujecie dla nas nieco więcej niż tylko Sylwester :)
pół roku we Francji ach marzenie :)))))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplutko
Fajny pomysł ze zdjęciami. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że więzi się w nich emocje, uczucia. I że to coś złego. Wręcz przeciwnie, to piękna historia naszego życia. I warto to zatrzymać na dłużej.
OdpowiedzUsuńProponuję zrobić solidny grafik, bo na pewno wszyscy będą Was chcieli zobaczyć i wyściskać. Pół roku to jednak ładny kawałek czasu.
OdpowiedzUsuńKorzystajcie z rodziny i przyjaciół ile się tylko da :)
A Stasio jeszcze nie raz będzie śpiewał, na pewno uda Ci się to zobaczyć
Pozdrowienia z drugiej strony Paryża :*