poniedziałek, 25 września 2017

4 lata i wielkie zmiany

Wiele się wydarzyło przez ostatnie miesiące mojego milczenia... stresy i konflikt wartości, który spowodował moją decyzję  o zmianie pracy. Gdy już naprawdę nie wiedziałam co robić przywołam w sercu Te Ważne Kobiety, które towarzyszyły mi w życiu na różnych etapach i które po prostu odeszły i stały się znów częścią wszechświata... Gdy bezsilność i niewiedza, co dalej robić, przybrała moc zbyt dużą, ich obecność okazała się nieoceniona. Dzień później podjęłam decyzje o rozesłaniu dwóch CV i dwa dni później odnalazłam nowe miejsce pracy, co dało mi możliwość wycofania się z sytuacji, w której nie chciałam już tkwić. Zawalczyłam o siebie, o wartości, które są dla mnie ważne zawodowo i prywatnie, zawalczyłam o siebie... Czeka mnie teraz budowanie na nowo zaufania u dzieci i rodziców. Jestem pełna nadziei i liczę, czuje, chcę by okazało się to miejsce pracy moich marzeń. Nauczona  kilkoma doświadczeniami, niekoniecznie łatwymi, podchodzę do niektórych spraw nieufnie ale wierzę, że będzie dobrze. 
Za mną też pożegnanie: z wspaniałymi koleżankami z pracy, które podjęły tą samą decyzje i zdecydowały się odejść, z dziećmi, z którymi nawiązałam po prostu ważną relacje... Moja pierwsza klasa... Pierwsze rzeczy, które udały się wspaniale i pierwsze rzeczy, które się nie udały... Nie żałuje niczego bo były to piękne dwa lata... Obserwowania jak dojrzewają, jak rosną, jak uczą się, jak z radością odkrywają świat, to było towarzyszenie im, w różnych chwilach, różnych momentach. Nie żałuje bo poznałam także pierwszą, niezwykłą Francuzkę, z którą się zaprzyjaźniłam i z którą nawiązałam prawdziwą relację.  Do tego była najwspanialszą, jaką mogliśmy wymarzyć nauczycielką dla naszego Syna... Warto było. To wszystko było dobrą lekcją... Trudną ale wartościową. 
Nowa praca to też nowa grupa wiekowa dzieci, nowe doświadczenie, obcieranie rano kapiących łez po policzkach u najmłodszych, to pierwsze poznawanie dźwięków, to budowanie zaufania, poznawanie, pokazywanie świata inaczej. Dzieci fajne, a w sercu spokój i sporo radości...

Basia rozpoczęła swoją przygodę ze szkołą i jako moja niespełna sześciolatka stała się częścią klasy dzieci od 6 do 12 lat. Jej pierwszy dzień był i moim pierwszym spotkaniem z moimi uczniami i pierwszym dniem Stasia w nowej szkole... Oddałam ich w wspaniałe i dobre ręce ale z moich oczu popłynęło kilka łez... Jak to możliwe, że nasza "mała" Basia stałą się tak dużą, mądrą dziewczyną, która czyta w dwóch językach, która po prostu odnajduje się w świecie, różnych środowiskach, różnych miejscach. Staszek to prawdziwy, wielki chłopak. Zastanawiam się, kiedy dorówna nam wzrostem, bo rozmiarem nogi już niewiele mu brakuje do pana T. więc już za chwilę może zacząć podbierać mu skarpetki:) Nauczył się pływać, jego nos tkwi ciągle w komiksach i szkoła bardzo mu się podoba. W moim sercu spokój bo czuję, że ta szkoła daje im to czego naprawdę dla nich pragnę.

Wakacje minęły także wspaniale, długo i intensywnie i pięknie w moich ukochanych Bieszczadach, w zatopieniu w łąki Połonin, w zatopieniu w ciepłej wodzie Soliny, w spacerach, bliskości wspaniałych ludzi, z kilkoma niesamowitymi książkami.

Nadchodzi czas podjęcia poważnych decyzji i obawa przed ryzykiem jest duża ale i pokusa by w końcu zaryzykować także spora. Pozostaje więc wierzyć nadal, że wędrujemy w dobrym kierunku... W moim sercu staram się zachować równowagę, która daje mi poczucie spełnionego życia, w którym jestem szczęśliwa. Ponad wszystko kocham swoją rodzinę i po prostu prawdziwie lubię swoją pracę.








1 komentarz:

  1. Ale Dzieci urosły... Życzę powodzenia i spełnienia dalszych planów.

    OdpowiedzUsuń