środa, 12 listopada 2014

polała się krew...

Oto za nami pierwsza wizyta na urazówce. Winko było w kieliszkach i rozluźnienie w perspektywie z miłym wieczorem, gdy z łazienki dobiegł przeraźliwy płacz pociechy starszej... Znacie ten rodzaj płaczu, który zwiastuje kłopoty. Myślę, że biorąc pod uwagę, iż zostawiam sporą ilość wolności moim dzieciakom to i tak przyszło stosunkowo późno. Tak czy owak zobaczyliśmy, jak funkcjonuje pogotowie we Francji i powiem szczerze:) Nie różni się specjalnie od tego, co widziałam w Polsce:) Czekaliśmy 3,5 godziny, potem faktycznie bardzo miła i rzeczowa opieka, przyjemny lekarz. Na ścianach plakaty z dla mnie sugestywnym podpisem: "Gdy Ty siedzisz w poczekalni, ktoś ratuje czyjeś życie. Pracujemy na naszych najwyższych możliwościach, prosimy Cię o minimum grzeczności". Jakoś dotknęło mnie to tego dnia. Oczywiście, że byliśmy zmęczeni ale tak naprawdę dobrze się złożyło, że tak długo czekaliśmy, Staś zasnął i zniósł o wiele lepiej to szycie, nie wybudzając się mocno ze snu. Pytaliśmy pielęgniarki, ilu pacjentów miał lekarz i tak myślę, że jeśli zaczął dyżur o 18 na urazówce (dzieci i dorośli razem) i miał 19 pacjentów i jest sam to faktycznie może to trochę potrwać. Był miły i zmęczony, zszył Stasia pięknie. Bilans weekendu to 4 szwy na brodzie, nieprzespana noc i trochę więcej respektu mojego syna wobec skakania po wannie:)
Wtorek to rana cięta na palcu pana T. ale tym razem bez konieczności wizyty na urazówce.
Jesień, zimno i perspektywa, że jutro rano na moim dwukołowcu mam dotrzeć aż do dworca RER przyprawia mnie o dreszcze:) Wyjścia chyba nie ma:) Śpijcie dobrze:)

7 komentarzy:

  1. Coś Ci się hurtowo tną Ci Twoi mężczyźni ;)
    Podpisy z plakatów faktycznie wymowne - i u nas powinny się takie pojawić, nieco by to ukoiło nerwy pacjentów :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja ostatnio byłam z Victorią w Polsce na pogotowiu i byłam bardzo mile zaskoczona, czasem oczekiwania i sposobem w jaki nas przyjęto. Po tym wszystkim, czego się o naszym pogotowiu nasłuchałam, byłam wręcz w pozytywnym szoku :) Za to we Francji (na Korsyce) wizytę też z Victorią wspominam dość kiepsko...
    Niech się tam skóry chłopakom zrastają a ja Ci życzę jak to mówią Francuzi bon courage, na tym rowerze :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja i w Polsce i we Francji jestem zadowolona z pogotowia chociaz fakt, ze tutaj dosc dlugo czekalismy ale tak bywa i trudno. Dzisiaj wyciagamy szwy:)

      Usuń
  3. Zdrówrczka i oby śladów nie było :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To Karolcia, dali Ci chłopcy po bandzie :)
    Ja mam dobre wspomnienia z polskich ostrych dyżurów- długie kolejki, ale zawsze fachowa i miła obsługa :)
    Oby nas to tu ominęło, choć do uzyskania numeru ubezpieczenia- brrr...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To oby poszlo jak najszybciej z numerami, my czekalismy rok az w naszych rekach znalazy sie carte vitale + mutuelle bez ktorego chorowanie bywa trudne:) Potem polecial: pierwszy szpital, teraz pierwsze pogotowie:) Ja w Polsce tez bylam zadowolona z obslugi na pogotowiu. Powodzenia w zalatwianiu tego wszystkiego:)

      Usuń