Wróciliśmy i ostatecznie powoli wracam do blogowania:) Tak jak powoli wracamy do swojego rytmu i codzienności. Podróż obyła się bez większych niespodzianek prócz tego, że razem z Basią cierpiałyśmy na tak gigantyczny ból uszu w trakcie lądowania, że ona płakała,a ja miałam ochotę razem z nią. Pan T. wyjaśnił mi, że też przeżył coś podobnego gdy leciał przeziębiony lub chory, a ponieważ zdecydowanie ma doświadczenie w kwestii latania to uwierzyłam, że dyskomfort minie. Na szczęście mgły, które panowały nad krakowskim lotniskiem opadły do czasu naszego lotu i nie dołączyliśmy do ogromnej grupy ludzi, którzy przewożeni byli do Katowic i na szczęście naszego lotu nie odwołano.
W domu wspaniale, swoje łóżko, swoje kąty, zapach własnych rzeczy i naprawdę lubimy to miejsce:) Dzieciaki zniknęły i w ciszy i spokoju bawiły się aż do wieczora odkrywając na nowo swoje zabawki, miejsca, pokój. Stasio odzyskał apetyt i dzisiaj zjadł (nim wszyscy usiedliśmy do kolacji) całą miskę sałaty a wcześniej (po podwieczorku) 7 kanapek ciemnego pieczywa. Chyba rozumiem skąd apetyt moich dzieci we Francji: tutaj po prostu nie dojadają:) Poranek w przedszkolu nie należał do bardzo łatwych ale i nie do bardzo trudnych. Dzieci stęskniły się za Stasiem, a i On cieszył się ze spotkania z dzieciakami.
Dodatkowo od poniedziałku zacznie uczestniczyć w dodatkowych zajęciach w grupie 4 dzieci, gdzie będzie uczył się francuskiego, z innymi kolegami, którzy także nie opanowali jeszcze na satysfakcjonującym poziomie języka. 3 razy w tygodniu po 30 minut... Cóż lepszej lekcji francuskiego chyba nie mogliśmy sobie zamarzyć:) Fajnie bo prowadzi to przedszkolanka Stasia i liczę, że Staś skorzysta i ośmieli się w tak małej grupie.
Druga dobra wiadomość: adaptacja Basi w żłobku rusza już w poniedziałek:) Co oznacza, że za dwa tygodnie Basia rozpocznie dwa razy w tygodniu swój pobyt w żłobku:) Cieszy się i ona i my bo myślę, że zdecydowanie łatwiej będzie jej językowo i będzie z dziećmi, czego tak bardzo pragnie:)
Trzecia dobra wiadomość to:) Dostałam tymczasowy numer ubezpieczenia medycznego:) Czyli jestem ubezpieczona. Pan T. złożył wszystkie dokumenty w celu ubezpieczenia siebie i dzieci więc pewnie za miesiąc i oni dostaną numer tymczasowy, a potem stały i nasze zielone karty carte vitale:) Ufff naprawdę coraz więcej spraw się finalizuje:)
Dostałam także dokument stwierdzający, że moje dokumenty w sprawie nostryfikacji dyplomu są w trakcie analizowania, czyli wiem, że ktoś już je przynajmniej przegląda i coś drgnęło w sprawie. Wiem także, że nostryfikacja może zatwierdzić mój stopień uniwersytecie ale nie da praw do wykonywania zawodu bo te zdobywa się tutaj przez zdawanie państwowych egzaminów na nauczyciela.
Jakoś wszystko się wyklaruje w końcu i myślę, że już za chwilę dwójka będzie w przedszkolu i przyjdzie czas na moją aktywność zawodową. Panna Instynkt Macierzyński została zakneblowana na dwa miesiące i na razie nie chce w ogóle słyszeć ani rozmawiać o powiększeniu rodziny,a do tematu powrócę gdy poczuje, że nie ma wokół niego tak wiele skrajnych emocji i zakładam, że te 8 tygodni będzie dobrym czasem na milczenie w tej kwestii:)
Jutro pierwszy dzień w mojej małej pracy:) Wszystko przygotowane, chciałabym by dzieci skorzystały z zajęć ze mną i by były zadowolone i radosne. O pobycie w Polsce napiszę jutro bo dzisiaj zmęczenie mocno działa na mnie i zamyka moje oczy:) Cieszę się, że wróciliśmy do nas, do naszego domu, naszej rzeczywistości. Pora na sen:) śpijcie dobrze:)
Od kilku dni mam tak rozbiegane i niespokojne myśli, że kliknełam na linka chyba w odpowiednim momencie. Jak tu spokojnie, jak optymistycznie! Mam nadzieje, że i u mnie niebawem zacznie się tak wszystko układać.
OdpowiedzUsuń