Biegniemy... Od kilku dni nie mam chwili na to, by zatrzymać się chociaż na chwilę. Wieczorami padam. To nie znaczy absolutnie by mnie nie cieszyło to, co się dzieje bo cieszy ale brak mi leniwego dnia z przytulaniem z dzieciakami i mężem, z czytaniem godzinami książek, oglądaniem bajek. Uduście mnie ale ja to osiągnąć gdy w południe dzieci i my jesteśmy głodni i trzeba by zjeść obiad chociaż, a wieczorem kolacje (to zawsze zakupy i gotowanie czyli trochę czasu w kuchni). Przynajmniej spędzamy ze sobą czas przy posiłkach. Sobota jest jednak gonitwą przez moją pracę, zajęcia poranne Stasia. Domyślacie się, że te dwie godziny dają mi mnóstwo doświadczeń i radości. Chyba najbardziej w tej pracy lubię budowanie relacji, lubię to,co zmienia się w dzieciakach pod wpływem naszych spotkań, ich aktywności, otwartości, a także moich działań.
Pół godziny szukałam dzisiaj w głowie tytułu filmu, który oglądałam za "starych czasów" w Irlandii:) W końcu sukces procesów myślowych "Once" i piosenka, której miałam ochotę posłuchać od kilku dni "Falling slowly" :) Och wspominam ten wyjazd tak beztrosko:) Ostatni mój czas przed ślubem, dziećmi, gdy czułam taką wolność, tęskniłam bardzo za panem T. ale wiedziałam, że zaraz do niego wrócę, to było wszystko takie lekkie, beztroskie, ostatni powiew młodości;) Ten film... To wspomnienie atmosfery mojego serca i piękna tego kraju:)
Cóż zbliżają się moje urodziny i pewnie gdzieś w głowie przychodzi podsumowanie i poczucie, że nieuchronnie się starzeje. Chociaż mniej przeszkadzają mi pojawiające się zmarszczki, to chyba bardziej to, że kolejne etapy mojego życia za mną... Może wcale to nie przeszkadza, uczę się żyć i przeżywać swoje życie, zostawić to, co najważniejsze dla mnie i pewnego dnia odejść, pogodzona z umieraniem, przemijaniem. Oczywiście mam nadzieję, że nie będzie to miało miejsca wcześniej niż za 50 lat:)
Informacyjnie co u nas: Basiula będzie chodzić do haltes garderie 3 razy w tygodniu po 3 godziny, uwielbia panie i panie uwielbiają ją, nie ma z nią żadnych problemów, chociaż w domu widzę, że jest to dla niej jakieś przeżycie rozdzielenia ze mną, jednak przebiega to naprawdę łagodnie i spokojnie. Najlepsze jest to, że Basia mówi do pań po polsku, śpiewa po polsku, opowiada książeczki po polsku:) Absolutnie się nie przejmuje, że ktoś jej nie rozumie:)
Staśko nie wiem jak się ma:) Chyba trochę sytuacje trudne się uspokoiły w przedszkolu, jedno jest pewne: lubi dzieci ze swojej grupy, lubi się z nimi bawić, spędzać z nimi czas , nie mam pojęcia co rozumie, na pewno nic nie mówi, chociaż jakoś się komunikuje z dziećmi. Arkusze ewaluacyjne pokazały to, co wiem o moim dziecku:) Tymczasem Stasio doświadcza tradycji tutejszych karnawałowych i w piątek smakowali w przedszkolu "Ciasto trzech króli":) Jutro natomiast święto naleśnika:)
Miłej niedzieli:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz