Chyba z Mamą Browar wymieniamy się nastrojami:) Ja powracam do formy. Pan T. wyjechał we wtorek i nastąpiło u moich dzieci głębokie uspokojenie, uregulowanie, wybuchy złości udaje się kontrolować na tyle, by nie było z tym problemów, spędziłam dzisiaj z moimi pociechami wspaniały dzień. Były zabawy, były śmiechy, był spacer w lesie, była w końcu dla mnie wizyta u znajomej Hiszpanki, dla dzieci wizyta u dzieci tejże znajomej, było podziwianie 3 syna, który jest prawdziwym okruszkiem i to co lubię najbardziej gadanie po francusku. Och lubię to bycie w języku, ta możliwość ciągłego konwersowania, popełniania błędów i ich poprawianie, nowe słowa, nowe zwroty i to wspaniałe uczucie, że nie ma we mnie oporów, że po prostu francuski jest językiem, w którym się komunikuje, który powoli staje się częścią naszego życia. Gdy więc usłyszałam dzisiaj jak Stasio krzyknął z pokoju chłopaków "non, MOI, MOI" pomyślałam, że to malutkie kroki, że czekałam na te pierwsze wypowiadane słowa...Że w końcu to ruszy do przodu, że nie wierzę, by nie. Lubię to wielokulturowe, wielojęzyczne środowisko, te różne doświadczenia nas jako matek z różnych stron świata. Jakbym nie była zdegustowana podatkami i tym, co nasz kraj zrobił z nami przy tym wyjeździe, jak nas oszukał to nigdy nie będę żałować tego wyjazdu ze względu na te właśnie doświadczenia, które zapewne zmienią nas na zawsze.
Dzisiaj przypomniałam sobie nas w lipcu: smutnych, zagubionych, nie mających do kogo otworzyć ust na placu zabaw, samotnych i spojrzałam na siebie dzisiaj: stałam się małą częścią społeczności, mamy znajomych różnojęzycznych, różnonarodowych, Stasio i Basia mają dzieci które z radością odwiedzają, z którymi miło spędzają czas. Auto zrewolucjonizowało moje życie i dało szansę wyjeżdżania ze znajomymi mamami do kulkolandów, parków, lasu, na wycieczki. Nie wiem, kiedy to się stało... Niesiemy we Francji nasze radości i nasze troski i ciągle nieprzerwanie lubię ten kraj mimo dostrzegania i jego wad. Może to dzisiejsze hiszpańskie temperamenty dodały mi tyle energii:) Czasami sobie wyobrażam, że mogłabym tu zostać...
Zapomniałam: będę przez najbliższe dni chwalić się wiosną w Paryżu i okolicach:)
I tak trzymaj! :)
OdpowiedzUsuńJeszcze chwila i będziecie świętować rocznicę przyjazdu :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wszystko się normuje.
Zapuszczacie korzenie innymi słowy:)
OdpowiedzUsuńOgromnie się cieszę, że nastrój się poprawił :) Faktycznie, jeszcze niedawno utyskiwałaś, że francuskie mamy są takie zamknięte, że nie macie tam znajomych, a tu proszę - rozkręcacie się :)
OdpowiedzUsuńA wiosna piękna! Jak tak dalej pójdzie to i u nas zaraz się zazieleni, bo po zimie ani śladu ;)
Pięknie, pięknie:) Oby normowanie się było na dłużej, a nie na chwilę... A Ania poznaje najczęściej Mamy nie francuskie a każdej innej narodowości najczęściej małżeństwa mieszane:) Chyba były w podobnych sytuacjach co ja:) to rozumieją mnie doskonale:)
OdpowiedzUsuń